czwartek, 20 listopada 2014

Gniew - Zygmunt Miłoszewski, czyli w każdym ukryta jest przemoc

Okładka książki Gniew
Prawie 3 dni milczenia to na moim blogu całkiem sporo, ale tak jak przewidywałem - wejście w konferencję okazało się na tyle intensywne i wyczerpujące, że trudno znaleźć czas na cokolwiek. Na góry mogę sobie tylko popatrzeć. Na razie :) Ale o tym może za kilka dni. 


A na dziś Gniew. 
Książka, którą reklamuję jak tylko mogę znajomym, nawet przeforsowałem to jako lekturę na DKK i potem wszystkich wypytuję o wrażenia. Miłoszewski od "Uwikłania" (bo "Domofonu" niestety jeszcze nie czytałem) jest dla mnie bowiem mistrzem w tworzeniu oryginalnych kryminałów. Co prawda zdarzyła mu się mała wycieczka w trochę inne rejony i moim zdaniem obsuwa jakościowa ("Bezcenny"), ale trylogia z prokuratorem Szackim to świetny przykład na to, że kryminały nie muszą być sztampowe, powtarzalne. W każdym z trzech tytułów tego cyklu jest jakiś pomysł, który pozwala na kojarzenie tej powieści przez lata po jej przeczytaniu. 
Pal licho trup i sprawa do rozwiązania - tu bywa schematycznie, bo przecież inaczej raczej się nie da, ale już sam pomysł na tło, na fabułę, szczegóły, smaczki... Metoda Hellingera, antysemityzm, czy wreszcie w "Gniewie" przemoc domowa. I wszystko jasne. Można zapomnieć detale, ale w głowie coś zostaje - jakieś przemyślenia, zachwyt nad pomysłem sięgnięcia po ten czy inny temat, nie banalne spojrzenie na jakąś sprawę. 
A "Gniew" mimo pewnych słabości, uważam za najlepszą, najmocniejszą jak dotąd książkę Miłoszewskiego. Może dlatego, że mam ją na świeżo, ale tak właśnie to odczuwam.


Bezkompromisowy prokurator, tym razem trafił do Olsztyna. Po rozpadzie małżeństwa i trochę samotnym bytowaniu, wreszcie miga światełko nadziei na porządkowanie życia prywatnego, a nawet odświeżenie bliskich relacji z 16-letnią córką, która postanowiła trochę pomieszkać z ojcem. Różne przemyślenia głównego bohatera na temat relacji w związku, uczuć ojcowskich, wzajemnych oczekiwań i wymagań, będą odgrywały tu nie banalną rolę. Tak naprawdę to powieść (oprócz wątku kryminalnego), która mocno porusza kwestie rodzinne, obyczajowe. Co dzieje się w domach za zamkniętymi drzwiami, jak zachowują się wobec siebie ludzie, którzy na zewnątrz - w pracy, czy na ulicy postrzegani są jako przykładni obywatele i porządni, uczciwi ludzie...

Sceny jakim każe nam się przyglądać chwilami sprawiają ból. Można czepiać się niedopowiedzeń i braku logiki w wątku kryminalnym, ale za poruszenie tematu przemocy domowej i milczenia, obojętności sąsiadów, bliskich - wielkie ukłony Panie Zygmuncie.  Naprawdę mocna rzecz.


Sam wątek zemsty za krzywdy już aż tak bardzo nie porywa, ale trzeba przyznać, że autor potrafił zadbać o emocje i chyba dopiero finał może troszkę pozostawić nas z odrobiną rozczarowania.
Co jeszcze? Jak zwykle u Miłoszewskiego brawa za tło. I nie chodzi tylko o sam pomysł, by akcję pokazać na te innych mniej lub bardziej ciekawych wydarzeń, jakimi żył kraj i mała społeczność, w jakiej żyje główny bohater. Uwielbiam w jego książkach to, że Szacki zawsze mocno osadzony jest w przestrzeni miasta, w jego tętnie życia. Czasem szybkim (Warszawa), innym razem bardzo powolnym, specyficznym (Sandomierz, Olsztyn). Kocham te jego opisy, cyniczne spojrzenie na ludzi, na otaczającą rzeczywistość, tak bezbłędnie punktujące różne wady, koszmarki. Te miejsca kocha się i nienawidzi jednocześnie. 

I wreszcie bohater. Szacki jest dziwnym typem, nie zawsze da się lubić, ale trzeba przyznać, że fascynuje. Czasem swoim chłodem, lekceważeniem innych ludzi, innym razem znowu zaskakuje bezkompromisowością, nawet kosztem tego, że może za coś oberwać. Na pewno nie jest nijaki, nudny, ma charakter i wyrazistość, przykuwa naszą uwagę i aż żal się z nim rozstawać (autor choć nie domknął wszystkich furtek zapowiada, że to ostatni tom z tym bohaterem, a może i ostatni kryminał jego autorstwa). 
Pozazdrościć tym, którzy dopiero Szackiego mogą dla siebie odkryć. Dla mnie pozostaje już jedynie (za jakiś czas) być może powrót i próba odświeżenia tych emocji, które wiadomo, że najfajniejsze są przeżywane po raz pierwszy.
Sięgnijcie po "Gniew", bo to naprawdę świetny kryminał.
PS Cholera widać, że pisane w stanie przemęczenia i jakiegoś zaćmienia umysłowego, skoro w tytule zrobił mi się zamiast Zygmunt - Zbigniew. Ech

10 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że nie zapoznałam się z książkami Miłoszewskiego. Rozpocznę swoją przygodę z jego książkami od ,,Uwikłania" : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobra kolejność, bo można śledzić jak zmienia się główny bohater. Jak pisałem - zazdroszczę, że masz to przed sobą

      Usuń
  2. Jestem świeżo po lekturze i jak zwykle - na Miłoszewskim się nie zawiodłem. Co prawda faworytem pozostaje dla mnie chyba jednak 'Uwikłanie', ale spotkanie z każdą książką pana Zygmunta jest przygodą. 'Bezcenny' również mnie nie rozczarował, choć to inna literatura, typowa rozrywka, za to najwyższych lotów. 'Domofon' to też mistrzostwo, ale również nie do porównania z cyklem kryminałów, prędzej już z Kingiem.

    Wracając do trylogii o Szackim - prawdą jest, co piszesz: to książki, które się pamięta. Dla mnie największą zaletą jest odmalowanie drugiego plany historii, tego wszystkiego, co okrasza historię kryminalną. Rodzinne dylematy prokuratora w pierwszej części, relacje z córką w trzeciej (najsłabiej wypada tu chyba 'Ziarno prawdy') - rewelacja. I sam Szacki - postać z krwi i kości, normalny facet, niby bohater, niby gwiazda, zimny profesjonalista ale i zwykły facet, co się, za przeproszeniem, wkurwia stojąc na czerwonym i nie może dogadać się z córką, na którą też się... denerwuje, czasem ze zbyt błahych powodów. Jak w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę się tej książki obawiam, bo temat jest jaki jest, ale to Miłoszewski, więc wiadomo - nie ominę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie "Gniew" też jest najlepszą częścią trylogii, głównie za sprawą motywu przewodniego tła. Sprawy polityczno-państwowe zawsze brzmią mi zbyt sensacyjnie, zresztą do tej pory mam wrażenie, że w "Uwikłaniu" Szacki wplątał się w coś, z czego nie miał okazji się wyplątać, a co Miłoszewski zupełnie pomija. "Ziarno prawdy" było pod tym względem lepsze, ale tematyka stosunków polsko-żydowskich jest strasznie często wałkowana (choć teraz mniej niż parę lat temu). A przemoc domowa była czymś świeżym, czymś nowym, jakimś tabu i to mi się w "Gniewie" podobało. Zresztą okazało się, że Miłoszewski potrafi być nie tylko sarkastycznie dowcipny, ale że ma też dużo wrażliwości i dobre wyczucie słowa w tak delikatnej materii. Tak więc mocno mi tym "Gniewem" zaimponował, choć z kolei zakończenie mnie poważnie rozczarowało i ciągle czekam na to obiecane opowiadanie o Szackim, które ma wyjaśnić jego dalsze losy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo ucieszyłaś mnie, bo nawet nie wiedziałem że jest już zapowiedź takiego opowiadania!

      Usuń
  5. Ja widziałam tylko Uwikłanie w kinie i byłam filmem zaczarowana, chyba tez z powodu Krakowa, który odkryłam z innej strony.
    Co do Gniewu, to muszę mojemu Mikołajowi list napisać ... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Popełniłam błąd(?).Zaczęłam od końca czyli od Gniewu.Z drugiej strony,gdybym nie sięgnęła akurat po tę lekturę,to z pewnością nie szukałabym pozostałych książek Miłoszewskiego.Taki paradoks:)Zakończenie rzeczywiście trochę pozostawia niedosyt,ale myślę,że autor nie zostawi nas z pytaniem "gdzie u licha jest Szacki?" Przynajmniej mam taką nadzieję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jeszcze masz sporo przyjemności przed sobą! A co do kontynuacji to autor twierdzi definitywnie, że to koniec

      Usuń