środa, 12 listopada 2014

Baśń - Jonas T. Bengtsson, czyli ochronny parasol miłości

Jak to fajnie, gdy sięga się po książkę niewiele o niej wiedząc, bez żadnych oczekiwań (bo to lektura na DKK), a potem jest się coraz bardziej nią zachwyconym. Tak właśnie miałem z Baśnią. Dziwnie gorzką i niewesołą historią, która ma w sobie jednak masę ciepła. 
Wszystko jest tu trochę zagadkowe, nie do końca wyjaśnione, pozostające w sferze naszych domysłów - kolejne strony to jakby zbieranie małych kawałków puzzli, które próbujemy dopasowywać do siebie, nie wiedząc jednak jaki mają stworzyć obraz, ani ile ich powinno być. Z takim poczuciem zostajemy do samego końca, ale to chyba nawet lepiej, boję się, że gdyby autor próbował wszystko powyjaśniać, moglibyśmy poczuć rozczarowanie.

Czytając to miałem podobne odczucia jak przy oglądaniu "Bestii z południowych krajów". Podobnie jak tam, wchodzimy w opowieść widzianą oczyma dziecka. Chłopak zdaje sobie sprawę, że nie jest wychowywany tak samo jak jego rówieśnicy, ale też potrafi czerpać radość i satysfakcję z tego skromnej i trochę skomplikowanej codzienności, jaką funduje mu ojciec. Dzięki bardzo mocnej więzi, jaka między nimi jest, różnym sposobom wykorzystywanym przez ojca, by towarzyszyć synowi we wszystkim, wydaje się, że niewiele mu brakuje. Choć nie chodzi do szkoły, nie spotyka się z rówieśnikami, nie dostaje wszystkim wymarzonych prezentów, to z wielką ostrożnością trzeba by było oceniać braki w jego rozwoju - czy to co funduje mu ojciec podpada pod zaniedbanie i jedynym wyjściem jest odebranie praw rodzicielskich?
Nie chcę zdradzać zbyt wiele szczegółów, ale naprawdę ta książka ma w sobie coś urzekającego, cholernie ciekawego. Nie tylko wciąga, ale zmusza do myślenia. Zachwyca bogactwem dziecięcej wyobraźni, niespotykaną wrażliwością na rzeczy, które innym mogą umykać. I ta dziecięca opowieść płynnie przechodzi w zupełnie inną w klimacie historię młodego człowieka, który próbuje rozwikłać pewne zagadki z przeszłości, ale przede wszystkim próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie o to kim jest, kim chciałby być. 
Na okładce profesor Czapliński pisze iż w "Baśni" jest wszystko prawie tak jak w baśniach bywa: zaczyna się od sielanki, potem przechodzimy w horror, groza powoduje znieruchomienie, ale u Bengtssona nie następuje przejście bohatera w etap samodzielności. Nie do końca się z tym zgadzam, bo dla mnie zakończenie powieści pokazuje, że chłopak jest na to gotowy, że przekroczył pewną granicę. Od słuchania bajek wymyślanych przez ojca, dojrzał do tego by samemu dopisać ich zakończenie. Zupełnie inne niż to o którym marzył, ale dzięki niemu znów mogli być razem.

Niesamowicie opisana relacja ojca z synem, którym wciąż zagraża świat zewnętrzny - niepokojący, niezrozumiały, nie pozwalający im żyć tak jak chcą. 
Jest w tej książce coś magicznego, hipnotycznego.

8 komentarzy:

  1. No właśnie od kilku miesięcy chcę ją przeczytać bo Submarino spodobało mi się niezmiernie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Robię dziś przegląd Twojego bloga i trafiłam na Baśń, którą mnie zaciekawiłeś. Nie słyszałam wczesniej ani o ksiażce ani o autorze. Nie jestem tylko pewna czy dla mnie brak wyjaśnień będzie satysfakcjonujący, ale faktem jest że czasem cała książka mi poległa po rozwiązaniu historii ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest na liście do przeczytania. Pytanie tylko, kiedy? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie wczoraj omawialiśmy na naszym DKK - wrażenia mamy zbieżne z Twoimi. Przynajmniej część klubowiczów, bo niektórych książka strasznie dołowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no super wesoła to ona nie jest... Ale i tak byłem zachwycony. Podobne uczucie wzbudził np. Odpływ i Jacobsen Roy - Cudowne dzieci

      Usuń
    2. Obu nie znam. "Cudowne dzieci" bardzo mnie zaintrygowały. Lecą do schowka. Dzięki!

      Usuń