czwartek, 6 listopada 2014

Władcy umysłów, czyli nawet w niebie cholerna biurokracja


Co prawda notka miała być o świetnej komedii "Za jakie grzechy dobry Boże", ale premiera przesunięta o tydzień, więc jeszcze chwilę poczekam. Ale na dziś sięgam po coś właśnie rozrywkowego, niezobowiązującego. Jak chcecie poczytać o filmie, który chyba na troszkę dłużej zapada w pamięć to zajrzyjcie do świeżutkiej notki na temat Pociągu do Darjeeling.
A jutro konkurs książkowy!

"Władcy umysłów", o którym chcę napisać dzisiaj to ekranizacja twórczości Philipa K. Dicka. Mogę jedynie zgadywać (bo opowiadania "Ekipa dostosowawcza" nie znam), na ile jest to wierna ekranizacja - mając w głowie inne filmy podejrzewam jednak, że wyciągnięto sam pomysł, wizję świata, a całą akcję i wątek romansowy twórcy dołożyli od siebie. Aż muszę kiedyś sprawdzić. 
Na czym polega pomysł w tym filmie? Na zadaniu nam pytania o rolę przypadku w naszym życiu. Czy jesteśmy tak naprawdę wolni w naszych decyzjach, wyborach, czy też wszystko jest kwestią wcześniej założonego i zaprogramowanego planu wobec nas "gdzieś wyżej". I wszystko tak naprawdę toczy się bez naszej wiedzy i udziału, mocno pilnowane przez odpowiednie, powołane do tego służby. Nazwijmy to jak chcemy - anioły, stróże, niebiescy policjanci. Tu jednak ich rola sprowadza się jedynie do tego byśmy nie zeszli z ustalonej ścieżki, a jeżeli tak się dzieje, mają nas popchnąć z powrotem. 
Dick często poruszał w swej twórczości zagadnienia dotyczące wolnej woli, kontroli nad jednostką, tworząc rzeczy ciekawe i nieoczywiste. Tu niestety niewiele z tego zostało. Parę fajnych scen, trochę zwrotów akcji i niezłe tempo, ale cała fabuła kręci się wokół romansu i to on jest na pierwszym planie, pcha głównego bohatera do działania, każe mu walczyć i sprzeciwiać się planowi, który nie pozwala mu więcej spotykać się z tą, która wpadła mu w oko. 
Matt Damon i Emily Blunt słodcy, policjanci niebiescy nie są specjalnie groźni, a akcja polega głównie na bieganiu i zmianie tła. Cóż. Trochę żal zmarnowanego pomysłu i na pewno nie jest to S-F jakie lubię, ale do oglądania w parach może być. 

3 komentarze:

  1. Też jestem ciekawa tej komedii! A "Władcy umysłów" dali się obejrzeć. O dziwo, bo to nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to ja lubię takie filmy :) zapisuję tytuł :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam jakiś czas temu i zupełnie nie pamiętam. Może nie bezpodstawnie.

    OdpowiedzUsuń