Dziś notka troszkę wyjątkowa. Milczenie od kilku dni trzeba jakoś wyjaśnić odwiedzającym bloga...
Zastanawiam się czy za kilka dni notka nie zniknie, a na jej miejsce nie wrzucić jednak czegoś innego, ale póki co - dzielę się tym razem nie jakimiś wrażeniami z tego co przeczytałem/obejrzałem, ale pięknem tego czego doświadczyłem.
Trzy dni konferencji. Zmęczenie, ale i satysfakcja, a potem przenieśliśmy się w inny świat. Dolina Chochołowska, schronisko i tak naprawdę tylko dwa noclegi, jeden dzień na łażenie, ale długo tych chwil nie zapomnę. Dotąd zawsze wyjeżdżając starałem się znaleźć nie tylko sieć, ale i czas, żeby coś skrobnąć. Tym razem zmęczenie, ale i fajny czas z ludźmi z pracy, sprawił, że o tym nie myślałem. Teraz będę nadrabiał.
Ale póki co cieszę się z powrotu i z wrażeń, które były niepowtarzalne. W dolinie jeszcze jesień, śladu śniegu, potem wejście na Grzesia - coraz bardziej biało, ale mgła, pochmurno i nic nie widać. I nic nie zapowiadało jak będzie dalej.
Jednym zdaniem - Tatry po raz pierwszy (dla mnie) w warunkach zimowych. Najpierw krajobraz księżycowy, a potem...
Ponad 2000 metrów nasze! I wystarczyło 6 godzin.
Przepięknie. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńPiękne góry :) Bardzo brakuje mi takich klimatów. Dołączam do zazdrośników ;)
OdpowiedzUsuńNie kasuj tej notki - jest wyjątkowa! Ale pięknie! :)
OdpowiedzUsuńano chyba zostanie :) też mi się podoba
UsuńNo ale brakuje notki o niezlomnym towarzyszu podróży...
OdpowiedzUsuńnie chciałem łamać prywatności niezłomnego towarzysza podróży...
Usuń