sobota, 29 listopada 2014

Raj. Nadzieja, czyli Seidl po raz trzeci o cnotach


Znowu dylemat - co wybrać z różnych szkiców notek, by szybko skończyć i wrócić do przerwanej lektury. Ostatnio jakoś tyle się dzieje, że nie ma czasu na czytanie i trudno bym był z tego powodu szczęśliwy. Zwłaszcza, że spadająca temperatura wyraźnie wpływa na moje zniechęcenie, by tak jak dotąd czytać na przystankach. Czyżby na sezon zimowy w komunikacji przyszło mi przerzucić się tylko na audio? 
Na szczęście okazji by zakosztować trochę kultury też nie brakuje - wczoraj dwa seanse w kinie, jutro kolejny na zaproszenie z młodszą córką, odebrana paczka z 3 książkami z wydawnictwa "Dowody na istnienie" (czekam na czwartą), a dziś Targi książki historycznej. Ech, żeby tylko kasy więcej... Chodziłem po tych stoiskach, oczy mi się świeciły do różnych tytułów, nabrałem ulotek i tylko powtarzałem sobie: przyjechałeś tylko na wymienialnię, nic nie kupujesz... Ale jak zobaczyłem Kołodziejczaka i tak się nie powstrzymałem. Autograf do kolekcji. Chyba zrobię specjalną zakładkę, by zamieszczać tam takie perełki. 


Dzisiejsza notka kończy wpisy o trylogii Urlicha Seidla. Poprzednie znajdziecie w zakładce obejrzane pod literką R.


Miłość - zobaczyliśmy olbrzymią pustkę i poszukiwanie namiastki prawdziwego uczucia, nawet za pieniądze. Wiara - potraktowana została bardzo powierzchownie jako ucieczka przed problemami w dziwny świat natręctw i symboli. A nadzieja?
Gdy widziałem wcześniejsze zwiastuny filmu, podejrzewałem, że rzecz będzie tyczyła się tego jak w dzisiejszym świecie narzuca się kanon tego co piękne, co normalne i ile trudu trzeba ponieść, żeby tego ideału sięgnąć. Tymczasem bohaterzy (i bohaterki, bo to one są w centrum uwagi) filmu - nastolatki z nadwagą wysyłane przez rodziców na obóz, by tam spaliły jak najwięcej kalorii i zaczęły wyglądać "jak ludzie", nie mają specjalnie kompleksów, którymi by się zadręczały. Czujemy, że wywierana jest na nich spora presja, ale próbują radzić sobie z nią tak jak umieją - po prostu szukają na przyjaciół ludzi z podobnymi "defektami", które by ich akceptowały. To nawet nie sam wygląd staje się tu głównym motorem pchającym do działania, a raczej chęć zaznania szczęścia, bycia kochanym, pożądanym. Nawet jeżeli jeszcze niewiele doświadczyli, to w ich rozmowach seks jest wciąż obecny, w żartach, popisywaniu się, marzeniach.
Nadzieja, że coś się przydarzy. Że czegoś doświadczę. 
Nie do końca rozumiem co to miałoby być, ale chcę mieć to za sobą.

Z kim o tym można porozmawiać? Kto może zrozumieć? Matka (poznana w części pierwszej), ciotka (w drugiej)? Wszystko wskazuje, że nastolatki nie znajdując w swoim otoczeniu wsparcia dorosłych, rozmawiają o takich sprawach jedynie między sobą.  

Może nie ma w ich ciałach zbyt wiele z dziecięcej delikatności, to przecież czujemy, że to jeszcze dzieciaki - nawet jeżeli ciało jest dojrzałe, to emocjonalność wciąż pozostaje daleko w tyle. Niby nie ma tu scen, dosłowności jak w poprzednich dwóch częściach, wszystko jest bardziej niedopowiedziane, ale nie znaczy, że temat jest mniej poruszający.  
No i tej zdjęcia z różnych zajęć realizowanych w ośrodku, tak kontrastujących z delikatnością scen, w których jedna z dziewcząt stara się osiągnąć swój cel.

Trzy obrazy, które łączą nie tylko bohaterki, ale i pewne przesłanie. Oto jak daleko nasza europejska kultura oddaliła się od wartości, jak spłyca ich rozumienie, jak błądzi po omacku, za skarb biorąc to co jest jedynie marnym ochłapem.

1 komentarz:

  1. O tak dużo się dzieje, dużo za dużo ... czasu na nic prawie. Zaczęły się przyjęcia świąteczne tzw. wigilie, za którymi co raz mniej przepadam. Blog "leży odłogiem", a ja przylepiona do ekranu mego laptopa piszę, komentuję i czytam, czytam, czytam lub sobie oglądam i oglądam, oglądam ...
    Ostatnia podróż skończyła się potwornym zawirusowaniem mego organizmu, więc czasu jakby więcej, choć co raz mniej ... Święta tuż tuż, a ja bez prezentów dla bliskich i dalszych.
    Dziękuję zatem za rekomendację książek ... bo nie ma lepszego prezentu niż dobra książka. Książka zostaje przy człowieku na długo ... długo dłużej niż ulotne chwile, modne gadżety czy stosy dziwnych przedmiotów, którymi się zwykliśmy obdarowywać. Dobrze dobrana książka jest jak przyjaciel i pozostaje na długo. Dodany autograf autora jest dodatkowym bonusem i ogromną przyjemnością. Zaś spotkanie samego autora (zwłaszcza ulubionego) i rozmowa z nim to już duże przeżycie i nie lada gratka.
    Zazdroszczę zatem targów książki (na których notabene nigdy nie byłam :( ) i czekam na dalsze interesujące propozycje - w wiadomym celu :)
    Pozdrawiam, Szkat (z kina nic do mnie nie przyszło, ani nikt nie napisał ...)

    OdpowiedzUsuń