A zaczęło się od dyskusji kto ma fajniejsze nagrania na telefonie w trakcie powrotu z plaży. Od dawna korzystamy z Muzodajni (z innych serwisów też, ale ten lubimy za to, że muzę masz na zawsze, a nie tylko do wysłuchania) mamy w swoich zasobach nie tylko pojedyncze kawałki, ale i całe krążki. Tyle, że córa rajcuje się zupełnie innymi klimatami niż ja, przy Stereophonics stwierdziła więc, że to brzmi jakoś staroświecko. A ja nie mogłem się przez cały dzień już od tej płytki uwolnić. Leci sobie piąty raz i jeszcze nie mam dość.
I rzeczywiście, przy pierwszym słuchaniu robi się w głowie dużo skojarzeń wcale nie współczesnych: od Springsteena, Oasis, czy nawet The Cardigans. Staroświecko? Czy dlatego, że nie próbują tego co grają miksować, robić skocznych, tanecznych kawałków. To ja chyba wolę taką muzę, niż wszystko co "nowoczesne".
I zadaję sobie pytanie: czemu wcześniej nie sięgnąłem po żaden ich krążek w całości? Trzeba będzie nadrobić. Bo ta płyta pewnie będzie mnie jeszcze jakiś czas "trzymać". Pasuje mi na wakacje.
I nie jest wcale nudna. Lekko zachrypnięty głos wokalisty Kelly'ego Jonesa pasuje mi zarówno w bardzo ostrym "Catacomb", łagodnym i klasycznym "Been caught cheating", czy w balladach, które jak wspominałem czasem rozkręcają się do naprawdę fajnych, ostrych finałów. To jakby różne oblicza tej samej kapeli. Wpada w ucho, chwilami jest lekko melancholijnie, ale potrafią przecież grać też ostrzej. Posłuchajcie tego albumu, nie ograniczajcie się tylko do singlowego "In a moment".
"Indian Summer" i "Graffiti on the train" to moje dwa ulubione kawałki tego zespołu. Dzięki nim wręcz pokochałam ich muzykę. A swoim postem sprawiłeś, że wciąż wciskam replay po odsłuchaniu utworów ;)
OdpowiedzUsuńbo te kawałki mają w sobie coś takiego :)
UsuńZresztą inne ich kawałki tak samo. Coś magicznego ;)
Usuń