Dziś podwójnie - wreszcie jest czas by powoli uzupełniać różne luki po zakończonych konkursach. Zapraszam więc do zerknięcia na notkę o filmie
A drugi obraz, o którym chcę dziś napisać, właśnie od piątku gości na ekranach kin studyjnych. Jak widać w wakacje nie jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na kino rozrywkowe, kto chce czegoś bardziej do myślenia też znajdzie coś dla siebie.
Rock the Casbah opowiada co prawda o latach 80-tych, ale przecież to co dzieje się ostatnio w Strefie Gazy, nie pozostawia złudzeń, że konflikt zmierza ku końcowi. Mimo wielu środków, które Izrael wkłada, by złamać opór, swoim działaniem raczej jedynie podsyca ogień. Przemoc rodzi przemoc. Pogarda i prześladowanie rodzi pragnienie zemsty, nawet kosztem swojego życia.
Film daje do myślenia, bo choć nakręcił go Izraelczyk, to kolejne świadectwo tego, że nawet żołnierze z pierwszej linii nie rozumieją tego konfliktu, wcale go nie chcą, ale wypełniając rozkazy i próbując dotrwać do końca swej służby, powoli obojętnieją na zło, przemoc.
To jutro umówmy się dla odmiany, spojrzenie z drugiej strony muru...
Żołnierze, którzy patrolują okupowane terytoria, mimo że to właśnie ich obecność zwiększa agresję i powoduje konflikty, próby wyłapywania sprawców nawet jeśli są nieletni i ogromna solidarność, wsparcie dla swoich z drugiej strony. To jak walka z cieniem. A to rodzi frustrację i agresję, w efekcie których rośnie ryzyko nawet niewinnych ofiar. Myślenie w kategoriach zbiorowej odpowiedzialności widać i z jednej i z drugiej strony. Młodzi chłopcy wysłani by strzelali do swoich rówieśników, albo jeszcze młodszych dzieciaków.
Niby niewiele akcji, bo nawet przestrzeń ograniczona głównie do dachu, z którego żołnierze mają prowadzić obserwację, ale gęstniejąca atmosfera wokół bohaterów jak najbardziej namacalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz