poniedziałek, 23 czerwca 2014

Most do Terabithii, czyli przyjaźń i dorastanie

Dziś Dzień Ojca, pamiętaliście? Zastanawiałem się czy mam coś z w swoich szkicach wokół tego święta i przygotowuję na dziś aż dwie notki. W każdej jest "to coś", ale są zupełnie inne. I chyba dobrze. Ale zanim przejdę do tematu, jeszcze jedna reklama - zerknijcie na tę notkę. Ona chyba najbardziej pasuje to rozmów na temat ojcostwa. Japoński "Jak ojciec i syn" to prawdziwa perełka. 

Most do Terabithii polecam do wspólnego oglądania z dziećmi, najlepiej takimi nastoletnimi. Bo nie jest to ani fantasy, ani kino rozrywkowe, przy którym zostawiamy latorośle, uważając, że jesteśmy zbyt poważni na oglądanie głupot. To film z gatunku tych "poważnych", o których warto porozmawiać. Fajny ale smutny, jak powiedziała moja córa.


Film powstał na kanwie książki Katherine Paterson, ciekawe byłoby więc porównanie, ale póki co mogę odnosić się jedynie do ekranizacji. Można byłoby spodziewać się przygodówki, kina rozrywkowego, kolejnego HP, a tu dostajemy coś naprawdę niegłupiego na temat dojrzewania, przyjaźni, sile wyobraźni. Świat magii pojawia się tu nie tyle jako realne miejsce (jak np. w Narnii), ale jako płaszczyzna wykreowana by mieć "swoje miejsce". Ucieczka od smutków, problemów, codzienności, radość z bycia razem, z przeżywania czegoś wspólnie. Jessie - trochę zamknięty w sobie, nieśmiały chłopiec dotąd miał jedynie swój blok, gdzie kreował różne wizje, własne światy, ale nawet z tym się trochę ukrywał, gdy wciąż mu się powtarzało wokół, że to dziecinne, że powinien dorosnąć. Do czas przybycia do sąsiedniego domu Lessie, był samotnikiem i niewiele miał chwil radości w swoim życiu. Ona pokazuje, że można żyć radośnie, z rozmachem, z wyobraźnią i z tego czerpać siłę, szczęście. Baśniowa Terabithia jest tylko ich dwojga, ale to czego tam się nauczą, będzie miało też wpływ jak zmienią się w "normalnym" świecie. Szkoła i dom mało mają w sobie z bajki, ale przecież to jak radzimy sobie z rzeczywistością, co mamy wewnątrz siebie, zależy tylko od nas, prawda?
Szczegółów nie będę zdradzał. Po prostu polecam. Być może nie każdy będzie potrafił odkryć pewną magię i wrażliwość w tym filmie, wzruszyć się tym co dzieje się na ekranie, ale może warto spróbować? Jeżeli lubicie oglądać z dziećmi filmy troszkę sentymentalne, z morałem, to pewnie będzie to strzał w 10.
No i ważne: jest fajnie zarysowany wątek relacji między ojcem a synem. Oto jak kłopoty finansowe, problemy dorosłych mogą być przerzucane na dzieci...
Jak widać morał jest nie tylko dla młodszych członków rodziny.   

3 komentarze:

  1. Popłakałam się oglądając ten film. I chyba w weekend wrócę do tego filmu, bo oglądając trailer, przypomniałam sobie jaka to niesamowita historia i zapragnęłam poczuć ją jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy film na dużym ekranie który oglądałam, jeszcze przez długi czas porównywałam inne filmy do niego, i żaden nie potrafił mu dorównać.

    OdpowiedzUsuń