Przy okazji 25 rocznicy wyborów z 4 czerwca media mocno trąbiły i powtarzały nam jak bardzo musimy być wdzięczni. Jedną z takich produkcji zaprezentowanych widzom premierowo był film Jana
Holoubka (tak, tak to syn). Rzecz, której punktem wyjścia był całkiem ciekawy pomysł, ale z wykonaniem już moim zdaniem duuuużo słabiej. A skoro trudno odnaleźć w tym jakąś ważną prawdę 40 letniemu facetowi, który pamięta końcówkę socjalizmu, pojawia się pytanie co z tego zrozumie ktoś dużo młodszy?
Punkt wyjścia: przy Okrągłym Stole się nie dogadano, nie było żadnych wyborów 4 czerwca, a komuniści rządzą dalej trzymając państwo w stanie dziwnej hibernacji. Do takiego kraju przyjeżdża dziennikarka ze Szwecji, która zamierza nakręcić materiał filmowy o tym jak to naprawdę się w Polsce żyje, skupiając się głównie na ludziach młodych. Oczywiście z kamerą musi się ukrywać, wciąż jest śledzona, a do ciekawych miejsc i rozmówców dociera tylko dzięki pomocy poznanych wcześniej osób.
Całość ma charakter paradokumentu, tak żeby sprawiało to wrażenie w miarę naturalne. Niestety, jak wspomniałem to co wydawało się fajnym pomysłem sprowadziło się do stereotypowych obrazków i niby dowcipnych drobiazgów widzianych okiem przybysza z Zachodu. Prawdę mówiąc obawiam się, że podobnie mogły wyglądać jakieś relacje z lat 80-tych, ale przecież produkcję przygotowali Polacy, spodziewałbym się więc lepszego scenariusza, większej dbałości o szczegóły, pokazania atmosfery, a nie skupiania się na detalach. Czy rzeczywiście cały absurd systemu można sprowadzić np. do:
- telefonów komórkowych na kartki i w dodatku wielkości klawiatury do komputera;
- sieci internetowej, która ma być połączona jedynie z krajami takimi jak Chiny, czy Rosja?;
- ćwiczeń przysposobienia obronnego przeciw okropnym imperialistom;
- bilbordów i obrazków w telewizji, mówiących o tym jak to w PRL żyje się cudownie;
- ograniczeń w dostawie wody i trzymaniu jej w wannach;
itd.
Jeżeli tylko takie pojedyncze rzeczy próbujemy wcisnąć w opowieść filmową, to nijak moim zdaniem nie oddadzą one obrazu całości. Okropność tamtego systemu polega na tym, że absurdów na każdym kroku było tysiące, a wszyscy je jakoś akceptowali, radzili sobie z nimi tak jak potrafili. Nawet gdybyśmy wyjechali na Kubę, czy Białoruś, trudno by było odtworzyć tamte realia. Może zamiast kręcić to tak serio, trzeba było zdecydować się na formę komedii, groteski? Tak czy inaczej, moje wrażenie było takie - twórcy podkreślają zmiany w detalach, nowinkach technicznych, ale nijak nie dotykają głębiej atmosfery tamtych lat, tamtego systemu, mentalności ludzi, tego co siedziało im w głowach, czym żyli.
A młodzi Polacy w filmie? Ano jeżdżą na deskach, studiują, nie mają specjalnie żadnych kompleksów, a jedyna trudność jaką napotykają to brak paszportów i brak perspektyw, marzenie o wyjeździe. Ale to przecież niestety nie zmieniło się tak bardzo.
I jeszcze jedna rzecz: sporo zdjęć mających oddać klimat szarości, bylejakości, biedy. Tyle, że trudno oprzeć się wrażeniu, że zdjęcia zrobione zostały wczoraj, bo przecież takie miejsca wciąż w naszym kraju są...
To nie tak, że tęsknię za tamtymi czasami, że nie dostrzegam zmian. Po prostu ten film kompletnie mnie nie przekonuje, a próba wyobrażenia sobie "co by było gdyby" socjalizm trwał dalej w roku 2014 zaprowadziła twórców na manowce. Inne byłoby pewnie tak wiele rzeczy, że trudno to pomieścić w godzinnym obrazie.
Uwielbiam czytac takie wpisy :)
OdpowiedzUsuńFajny blog pisany ciekawym językiem :)
OdpowiedzUsuńfajnie tu u Ciebie! blog warty polecenia :)
OdpowiedzUsuńHaha! Super tekst!
OdpowiedzUsuń