sobota, 30 listopada 2013

W ciemność. Star Trek, czyli obcy człowiekowi obcym

Koniec listopada, ostatnia notka w tym miesiącu i jak obiecywałem - coś lightowego. Takich rzeczy jeszcze trochę mam w zanadrzu, bo przypomniałem sobie najnowszego batmana, czytam już trzeci tom Diakowa, a z tv nagrałem Straż dzienną i nocną. W końcu nie tylko rzeczami bardzo ambitnymi żyje człowiek. 
Przypominam o pakiecie na listopad - 3 książki i jeszcze tylko dziś szansa na zgłoszenia (zakładka konkursy). Pakiet na grudzień już naszykowany, ale ponieważ jutro trochę czasu zajmie mi prowadzenia akcji wymiany książek u mnie w miasteczku, ogłoszenie wyników poprzedniego konkursu i ogłoszenie nowego pewnie w poniedziałek. Cierpliwości. 
A co mam do powiedzenia o najnowszym Star Treku? Jakoś nigdy nie byłem pasjonatem starej serii (wolałem Gwiezdne wojny) i mało mnie rajcują detale, byłem wolny od wszelkich porównań, szukania różnic. Prawdę mówią ci, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, może więc trzeba zaakceptować, że w tej chwili filmy bazujące na znanych lata temu w popkulturze motywach nie będą kontynuacją, wiernym odtworzeniem, kierowanym do starych fanów, ale raczej do nowego, młodego widza, który ma szansę poznać coś trochę "podrasowanego", czyli dostosowanego do dzisiejszego odbiorcy i jego upodobań. 
 

Oglądałem więc na luzie, jako kolejną rozrywkową produkcję z obszaru sci-fi i bawiłem się przy tym całkiem nieźle. Fabuła, która może nie jest bardzo skomplikowana, trzyma się kupy, a spora ilość walk i tempo akcji powodują, że trudno się znudzić. Zanim się obejrzysz już jesteś przy napisach końcowych :)
To chyba już dwunasty film o załodze USS Enrerprise (z tym, że we współczesnych wersjach cofamy się do ich młodości), która przemierza kosmos w różnych misjach. Tym razem kapitan Kirk, trochę skonfliktowany ze swoim pierwszym oficerem Spockiem, wciągnięty zostanie w dość poważną awanturę, która jest zagrożeniem dla całej Federacji. Czy jeden człowiek może być groźniejszy od całej armii? A co jeśli zrealizuje swój plan, by takich jak on było więcej?
Czarny charakter gra znany choćby z Scherlocka Benedict Cumberbatch, ale bohaterowie będą zmagać się nie tylko z nim, ale i z samymi sobą. Gry aktorskiej nie mam zamiaru oceniać, raz jest lepiej, raz gorzej, ale na szczęście nie mamy czasu zbyt wiele czasu by zastanawiać się nad tymi słabościami.
Niby prosty schemat - walka z wrogiem, lojalność, poświęcenie - może ciut przewidywalny i na kolana nie powala, ale ogląda się całkiem przyjemnie. A że patos, naciągane sceny? W mało którym filmie zza oceanu tego nie ma. W każdym razie scenarzyści i twórcy nie schodzą poniżej przeciętnej, a zarysowanie niektórych postaci może nawet nieźle bawić.

To kino akcji, więc nie trzeba specjalnie wysilać mózgownicy, ale po prostu bawić się tym co dla nas przygotowano. A ci którzy pamiętają Star Trek jako kupę dziwnych postaci z odstającymi uszami, albo z kiepską charakteryzacją, mogą być mile zaskoczeni i scenografią i efektami. Może troszkę będzie brakować nam, obcych cywilizacji, ale cóż - tym razem ludzie walczą z kimś bardziej przypominających ich samych:)
J.J. Abrams nie dał plamy, zobaczymy jak poradzi sobie w kosmicznym świecie, który jest dużo mi bliższy, czyli w Star Wars.

Zainteresowani mogą zerknąć na stronę serii Star Strek. 
A ci którzy podobnie jak ja nie mieli okazji zobaczyć go w kinach na 3D, mogą spokojnie nadrobić kupując go np. tu.
A ja dziękuję za możliwość obejrzenia filmu firmie FilmFreak..
Warto dołączyć do fanów ich profilu,bo sporo tam konkursów...

6 komentarzy:

  1. Oglądałam go chyba ze dwa dni temu i też bardzo mi się podobał. Nigdy nie widziałam oryginalnej serii, ale z siostrą lata temu oglądałam Następne pokolenie, a potem już sama Voyagera, toteż trochę rozeznania z startrekowym świecie mam. Podoba mi się ten pomysł na zmianę przyszłości bohaterów i kręcenie Star Treka od nowa w innej osi czasowej - nie ma tak do końca odgrzewania kotleta, ale na starych zasadach. Co mi się jeszcze podobało, to brak tzw. Wielkich Gwiazd - Chris Pine i Zachary Quinto są naprawdę dobrymi aktorami, a na szczęście brakuje wokół nich otoczki zaje*istości, a ich postaci fajnie się uzupełniają. Czekam z niecierpliwością na trzeciego Star Treka, który niestety ponoć dopiero w 2016 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja pamiętam dawne dawne odcinki serialu, ten na pewno jest próbą odkrywania serii na nowo, dla młodszych widzów. I w porównaniu do Gwiezdnych 1-3 przynajmniej oglądam bez jakiegoś wielkiego zażenowania, ale tam po prostu trudno dorównać legendzie 4-6. aż boję się 7...
      Co do obsady - rzeczywiście Chris Pine sobie nieźle radzi, a Zachary Quinto jeszcze lepszy. Aż chyba sobie przypomnę część pierwszą (z tych współczesnych)

      Usuń
    2. Ja tak zrobiłam - najpierw dwójkę, potem dla przypomnienia jedynkę, a następnie znowu dwójkę (i tak się wczułam, że wróciłam do serii o Voyagerze - też polecam). Jedynka była wprowadzająca, dwójka zaczyna się gdy załoga jest już zgrana i dobrana dlatego mam wrażenie, że fabuła jest bardziej płynna.

      Ja z kolei nie jestem starwarsowa. Kiedyś oglądałam wywiad z Pine i Quinto i wyszło na to, że większość ludzi jest podzielona na tych, co wolą Wojny, lub tych, co wolą Flotę - Pine był za tym pierwszym, a Quinto dorastał raczej jako fan ST. :)

      Usuń
    3. to ja zdecydowanie Wojny, kurcze niewiele było filmów na które mogłem iść po kilka razy do kina w odstępie zaledwie kilku dni.

      Usuń
  2. Cieszę się że się spodobał. Dałem mu równie wysoką ocenę. Napisałeś że nie chciałeś oceniać gry aktorskiej, ale o świetnie dobranym Spocku wspomniałbym jakieś dobre słowo. Kwestie jakie mu rozpisali scenarzyści - genialne. (zaznaczam że nie jestem trekiem. Serialu nie widziałem. Ten tytuł to mój 4 lub 6 star trek pełnometrażowy). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spock rzeczywiście fajny, ale mam wrażenie, że ta rola po prostu jest fajnie od początku pomyślana, więc aktor ma duży komfort w nią wchodząc

      Usuń