Początek roku szkolnego coraz bliżej, troszkę już myślami jesteśmy w tym co nas czeka, ale też w głowie mam rożne rzeczy, które zadziały się w ubiegłym roku szkolnym. Podam Wam jeden z przykładów, który daje sporo do myślenia a propos trudności w nauce naszych dzieci. Matma starszej córce zawsze sprawiała trochę kłopotu, nie raz spędzałem z nią sporo czasu, by różne rzeczy wytłumaczyć (ciekawe co robił nauczyciel w klasie), a i tak oceny mocno były rozrzucone (od 1 do 4). W każdym razie - nie lubiła i traktowała to jako męczarnię(na co mi to?). I oto nagle w szóstej klasie zmiana nauczycielki. Po kilku pierwszych załapanych czwórkach i pochwałach (nie tylko w domu) nagle jakby ktoś wiatr jej wpuścił w żagle. Kółko matematyczne, zgłaszanie się do olimpiad i konkursów, szukanie różnych zadań w domu (nadobowiązkowo!?!) - po prostu kopara opada. Dużo dzieciaków narzeka, że za dużo zadawane, że trudno, a ta nic... Oczywiście zdarzały się i słabsze momenty, ale córka ewidentnie wiedziała wtedy, że się nie przyłożyła, nie chciało jej się i starała się to poprawić. Z czwórki na koniec roku byliśmy wszyscy bardzo dumni.
W tym roku zaczyna gimnazjum i już kombinuje by trafić do bardziej wymagającej (lepszej) nauczycielki, a na zajęcia w Pałacu Młodzieży wymyśliła sobie matematykę dla zaawansowanych :) Ile zależy od mądrego nauczyciela, który potrafi kiedy trzeba być surowy, a kiedy trzeba pochwalić. No i potrafi zainteresować tematem.
Przydługi wstęp, ale to wszystko wiąże się z tematem lektury - uwierzcie! Na początek uwaga - to pierwsza książka, którą objęło patronatem Centrum Nauki Kopernik.Brzmi poważnie, nie? Kiedy tylko paczka od wydawnictwa Pierwsze przyszła pocztą i córka zobaczyła tytuł (jeszcze w maju), książka została mi skonfiskowana. Już tego samego dnia przybiegła z wypiekami na twarzy prosząc aby jej zadawać do wykonania w pamięci różne działania w zakresie odejmowania i dodawania dużych liczb. Ile jej frajdy sprawiało nasze zdumienie! Potem przychodziła ze szkoły śmiejąc się, że nazywają ją zombie matematycznym bo od ręki potrafi mnożyć i dzielić trzycyfrowe liczby, potęgować, albo wyciągać pierwiastki. Tak, tak! To wszystko sprawiła ta właśnie książka. Kto by pomyślał, że książka na temat matematyki może dawać tyle radości. Wszystko dlatego, że to nie jest podręcznik, ale raczej pełna przykładów i ćwiczeń, ciekawostek i sztuczek książka pokazująca, że liczby i zabawa nimi może być zabawna, niczym magia, ciekawsza niż telewizja czy gra komputerowa.
Dziesięć rozdziałów - zaczynamy od mało skomplikowanych rzeczy jak dodawanie i odejmowanie, a potem wraz z kolejnymi rozdziałami poziom trudności rośnie (podnoszenie do potęgi trzeciej liczb cztero, pięciocyfrowych to już jest coś). Ale przecież nie jest to książka na jedno posiedzenie - raczej coś w rodzaju pomocy do tego by sobie coś przećwiczyć, czegoś się nauczyć (nie tylko po to by imponować innym, ale ileż tych umiejętności może przydać się w życiu). Ćwiczymy pamięć (ech te piny, hasła i kody), umiejętność szybkiego liczenia, szacowania wyników działań na ogromnych liczbach, operacji na ułamkach, bawimy się ustalaniem dnia tygodnia do dowolnej daty, a na deser dostajemy trochę anegdot, ciekawostek i zabawa logicznych. 706 do kwadratu? 621 x 637 - okazuje się, że można to policzyć błyskawicznie bez pomocy kartki i ołówka. A wszystko napisane i wytłumaczone tak, że wszystko wchodzi łatwi bezboleśnie, kusi by natychmiast spróbować wykonać podane ćwiczenia. Czemu w naszych szkołach nie uczy się w ten sposób??? Ktoś powie, że to triki, sztuczki, zabawa... Ale przecież nauka nie musi być męką! Z zabawy może zrodzić się prawdziwa pasja!
Książka zatem nie tylko dająca uśmiech i satysfakcję. Ona daje również pewne umiejętności, ale przede wszystkim rozbudza ciekawość i zachęca do dalszych poszukiwać (córa już kazała mi szukać podobnych rzeczy i zbiorów zagadek matematycznych). Ja też będę tu zaglądał, bo mi się spodobało. Kto wie, może wreszcie przestanę zaglądać do kalkulatora w komórce by wyliczać procenty, stawki, godziny...
Profesor matematyki Arthur Benjamin i felietonista i popularyzator nauki Michael
Shermer stworzyli coś zarazem lekkiego jak i wartościowego. Po prostu brawa! Niech Was nie zniechęcają obawy przed matematyką, złe doświadczenia ze szkoły, albo marudzenie dziecka, że to nie dla niego - tą pozycję warto mieć w domu! Pomóżmy naszym dzieciom podsuwając im takie sposoby ułatwiające liczenie, ale i sami starajmy się ćwiczyć umysł, by nam w końcu nie zgnuśniał :)
No, pozycja koniecznie warta zapoznania się, uwielbiam takie!
OdpowiedzUsuńI jak ja mam oszczędzać, gdy tak książkę zachwalasz? :) Super, że córa załapała bakcyla matematycznego. Życz Jej proszę ode mnie fantastycznej nowej klasy i wiatru w żagle na cały 2013/14! :)
OdpowiedzUsuńdzięki, przekażę!
UsuńKsiążka trafiła na listę "must have" ... dla mnie i dla córki (która za matematyką nie przepada).
UsuńA "Matura to bzdura" powaliła mnie na kolana a łzy z oczu kapią ... chociaż to chyba nie jest śmieszne.
ano nie jest :(
Usuń