No to dziś aż dwie notki o filmach polskich opowiadających o naszej współczesności. Notka o dramacie "Ewa" wylądowała w miejsce konkursu, w najbliższych dniach postaram się wszystkie te "dziury" na blogu zatkać... A na dziś też portret kobiety, ale jakże zupełnie innej - "Ki" opowiada nie tyle jak to ciężko utrzymać w dzisiejszych czasach rodzinę, co raczej o braku umiejętności jej założenia. W debiucie Leszka Dawida w centrum cały czas jest główna bohaterka - wszyscy inni są jakby w tle, ale nie tylko w filmie, ale również dla niej: ciepło traktowani gdy są potrzebni i kompletnie olewani gdy z nimi nie po drodze. Hasło na plakacie brzmi: nie polubisz jej i jest w tym dużo prawdy. Kinga (świetna Roma Gąsiorowska) nawet świętego by wyprowadziła z równowagi. Prosi o popilnowanie synka przez godzinkę i idzie imprezować na całą noc, wprasza się do kogoś do mieszkania i rządzi jakby było jej, pożycza i nie oddaje, wykorzystuje ludzi, a gdy próbują jej zwrócić na coś uwagę traktuje ich "z buta".
Ciekawie zarysowana osobowość, ciekawie pokazany świat w jakim się Kinga obraca i zasady (bo przecież jakieś ma) jakimi się rządzi. Trochę w tym drażniącej bezradności, trochę wykorzystywania okazji i jakieś totalne zagubienie w rzeczywistości jaka ją otacza - ona żyje jakimiś marzeniami, złudzeniami, że oto lada dzień coś się zmieni. Powtarza to i sobie i innym. Samotna i mimo tego, że czasem zaszaleje z przyjaciółkami jakoś mało szczęśliwa. Czy to urodzenie dziecka tak ją zmieniło i sprawiło, że zgorzkniała, że na siłę próbuje się wyrwać z domu i od synka? A może od początku miała trochę pecha na starcie, czegoś zabrakło do szczęścia i sukcesu? Mimo swej bezczelności wydaje się czasem zupełnie bezradna w budowaniu relacji, ba, nawet powiedziałbym, że dziwnie uległa (np. wobec matki). Czyżby przebojowość miała ograniczać się jedynie do tego by mieć fajne ciuchy i od czasu do czasu móc zaszaleć?
Jakoś chciałoby się, żeby złapała wiatr w żagle, ale z drugiej strony drażni niesamowicie... Takiej postaci w naszym kinie jeszcze chyba nie było. Czy mówi nam ona coś o współczesnych młodych kobietach, ich determinacji i dążeniu do tego by sobie ułożyć życie, nawet jeżeli nie znajdą sobie faceta, który by odnalazł się w roli ich partnera? A na to już trzeba odpowiedzieć sobie samemu.
Dramat? Może i owszem, ale nietypowy i raczej dający do myślenia niż dołujący...
Ciekawie zarysowana osobowość, ciekawie pokazany świat w jakim się Kinga obraca i zasady (bo przecież jakieś ma) jakimi się rządzi. Trochę w tym drażniącej bezradności, trochę wykorzystywania okazji i jakieś totalne zagubienie w rzeczywistości jaka ją otacza - ona żyje jakimiś marzeniami, złudzeniami, że oto lada dzień coś się zmieni. Powtarza to i sobie i innym. Samotna i mimo tego, że czasem zaszaleje z przyjaciółkami jakoś mało szczęśliwa. Czy to urodzenie dziecka tak ją zmieniło i sprawiło, że zgorzkniała, że na siłę próbuje się wyrwać z domu i od synka? A może od początku miała trochę pecha na starcie, czegoś zabrakło do szczęścia i sukcesu? Mimo swej bezczelności wydaje się czasem zupełnie bezradna w budowaniu relacji, ba, nawet powiedziałbym, że dziwnie uległa (np. wobec matki). Czyżby przebojowość miała ograniczać się jedynie do tego by mieć fajne ciuchy i od czasu do czasu móc zaszaleć?
Jakoś chciałoby się, żeby złapała wiatr w żagle, ale z drugiej strony drażni niesamowicie... Takiej postaci w naszym kinie jeszcze chyba nie było. Czy mówi nam ona coś o współczesnych młodych kobietach, ich determinacji i dążeniu do tego by sobie ułożyć życie, nawet jeżeli nie znajdą sobie faceta, który by odnalazł się w roli ich partnera? A na to już trzeba odpowiedzieć sobie samemu.
Dramat? Może i owszem, ale nietypowy i raczej dający do myślenia niż dołujący...
Dzisiejszy świat może przytłaczać młodych narzucając im sposób postępowania zgodny z ogólnymi trendami mody czy też zachowań. Trudno się dziwić, że młodzież pozbawiona autorytetu jakim jest Bóg, Jezus Chrystus gubi się i jest nijaka.
OdpowiedzUsuń