poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów - Antoni Ferdynand Ossendowski, czyli kawałek historii oglądany z szacunkiem

Mam trochę kłopot z tą książką. Fascynująca postać autora, z życiorysem, którym obdarować można by kilkanaście osób. Do tego to chyba drugi po Sienkiewiczu, najbardziej znany pisarz piszący po polsku - tłumaczony 142 razy na różne języki obce. Do tego przecież powieść nie tyle będąca przyrodniczo-kulturową analizą krain, ale raczej mieszanką przygody, wspomnień awanturnika i żołnierza (naukowca, dyplomaty itd. bo ileż było w nim pasji), więc nic nie wskazywało na to, że będzie nudna. A mimo tego, że czyta się dobrze, to emocjonalnie jakoś mało mnie to ruszyło. Intelektualnie ciekawe, ale chwilami mnie jakoś muliło i gubiłem rytm. Czy dlatego, że sam ton powieści jest dość beznamiętny? A może chwilami zabrakło trochę więcej opisów i wnikliwości - przecież to co autorowi wydawało się oczywiste, wcale dla czytelnika takie być nie musi. Potyczki z bolszewikami, różne postacie, chłopi, dezerterzy, lamowie, bezdroża, świątynie, krajobrazy, następują po sobie szybko i zmieniają się jak w kalejdoskopie, tak że zlewają się w jedną masę, z której niewiele zostaje w pamięci. Nawet z mapą chyba dość trudno śledzić przebieg całej wyprawy, zwłaszcza, że kilkukrotnie ślady te będą się powtarzać i przecinać. Co więc czyni tę pozycję mimo wszystko interesującą?
Nawet jeżeli autor trochę podkolorował różne wydarzenia (był o to oskarżany zaraz po publikacji książki w latach 20-tych) to i tak trudno znaleźć podobną relację dotykającą zarówno mało znanego terytorium Azji Środkowej, kultury, jak i okrutnych czasów, gdy rosnąca w siłę powódź czerwonej zarazy rozlewała się daleko poza dawne granice Rosji. Dziś gdy podróżowanie jest dużo łatwiejsze i dostępne dla prawie każdego, możemy sobie przebierać w trasach i różnych relacjach. Ta jednak jest wyjątkowa. Zapis przeżyć uciekającego z Syberii po klęsce Białych Ossendowskiego to nie tylko podróż i przygoda - to przecież ratowanie życia, które niejednokrotnie było podczas tej wyprawy zagrożone. Bandy czerwonych przenikały przez granicę zupełnie swobodnie, w wielu miejscach siały ferment podburzając ludność, albo płacąc ludziom za donoszenie - stąd cel, który sobie wyznaczył autor i grupa zaprzyjaźnionych ludzi, czyli Indie, okazał się bardzo odległy. 
Tułając się przez Mongolię i Chiny nasz bohater zgodnie ze swym temperamentem wcale nie miał ochoty się chować po jaskiniach - odkąd zdobył broń i kilku ludzi, którzy chcieli mu towarzyszyć nie raz interweniowali w różne sytuacje pozostawiając za sobą niejedno ciało wroga. Jako człowiek ciekawy świat Ossendowski nieustannie prowadził też różne obserwacje i zapiski - dotyczące napotykanej przyrody, ludzi, ich wierzeń i zwyczajów. Tam gdzie mógł angażował się też w lokalną politykę, wszędzie starając się  przekazywać ostrzeżenie przed czerwoną zarazą, która jego zdaniem oznaczała kres cywilizacji. Los zetknął go m.in. ze słynnym krwawym baronem von Ungern-Sternbergiem, który miał nadzieję zbudować na tamtych terenach zalążek kontrrewolucji. Jeżeli chodzi o tą aktywność polityczną jednak coś mi się wydaje, że autor trochę tu przemilczał swojej aktywności (był prawdopodobnie agentem wywiadu nie tylko polskiego, ale i japońskiego, być może pracował też dla innych krajów). 
Autor doświadczał na własnej skórze i jako naoczny świadek dobrodziejstw rewolucji leninowskiej i czynów hołoty, która dostrzegła w niej szansę na szybkie wzbogacenie - stąd też i tu i w kolejnych powieściach ta gorzka prawda o komunizmie będzie biła po oczach. Nic dziwnego, że praktycznie od wojny aż do roku 1990 Ossendowski był na indeksie i został trochę w Polsce zapomniany. Seria wydawana przez Zysk i S-ka "Podróże retro" kusi więc nie tylko tym jak jest wydawana (ładne zdjęcia uzupełniające tekst), ale i ma wartość edukacyjną. Dotykamy historii, dotykamy świata, który już nie istnieje. Trudno bowiem zakładać iż tereny, przez które przemierzał autor dziś wyglądają tak samo. Nawet jeżeli pewne tradycje są nadal żywe, to są już one ledwie namiastką tego czym pulsowało życie dawnych plemion i ludów zamieszkujących te krainy.    
Ktoś nazwał to takim Szklarskim (seria z Tomkiem Wilmowskim) dla dorosłych. No owszem, można by doszukiwać się podobieństw. Oczywiście gdy odejmiemy dialogi, humor, przygodę, a zamiast niej dołożymy grozę, trupy, krew i odrobinę egocentryzmu (bo trochę ten bohater taki wszechmocny na tle swego otoczenia).  
Odrobinę jak dla mnie trąci myszką, ale nawet nie sam język, ale właśnie styl pisania. Dziś takie kreowanie siebie na przywódcę i supermena, który wychodzi obronną ręką z różnych przeciwności trochę bawi i drażni. Tyle, że gdy uświadomimy sobie, że to jednak realne świadectwo pewnych czasów i wydarzeń, przymyka się oczy nawet na te pewne wady tej powieści i czyta się z rosnącym szacunkiem. 
Moja ciekawość została podrażniona, ale na pewno nie zaspokojona. 

2 komentarze:

  1. Miałam podobne odczucia. Niby jest wszystko, co trzeba, niby powinno pochłonąć, a jakoś czytało się bez zapału. Poza tym ogólnym wrażeniem nie pamiętam jednak wiele, bo dość dawno czytałam.
    A znasz "Słonia Birarę"? Też mgliście pamiętam, ale czwórkę dałam, więc chyba nie było bardzo źle. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz, że to moja pierwsza pozycja tego autora. Trochę wstyd ale obiecuję sobie, że jeszcze po coś sięgnę!

      Usuń