Uwaga najpierw szybki przegląd nowych notek, które pojawiają się na miejsca po zakończonych konkursach: płyta "Uczucia w promocji" Zabili mi żółwia oraz film "Orkiestra" z 1996 roku.
A na dziś notka podwójna, bowiem książka cieszy się popularnością i oprócz własnej mam jeszcze recenzję (na początek) od swojej koleżanki Marty. Napisała już wyprzedzając mnie również o drugim tomie (a ten jeszcze przede mną), ale ponieważ dużo nie zdradza niech to będzie po prostu dobra reklama powieści Piotra Głuchowskiego. Zdecydowanie wciągają!
Książkę możesz kupić tu
Książkę możesz kupić tu
Sam jakiś czas temu dostałem propozycję by wziąć do recenzji kolejną książkę tego autora, ale gdy przyznałem się, że przegapiłem pierwszą - od Agory (bardzo dziękuję) otrzymałem obie! Aha pod recenzją Marty znajdziecie parę słów ode mnie, a już dziś mogę Wam obiecać (jak będą zainteresowani), że książka wejdzie w skład pakietu rozdawajki na wrzesień.
Po przeczytaniu kilkunastu stron kryminału Piotra
Głuchowskiego „Umarli tańczą” wydawało mi się, że dotyczy tematów, które staram
się omijać, przede wszystkim okrucieństw wojennych. Zastanawiałam się, czy
książki nie porzucić, ale było to niezgodne z moją naczelną zasadą – rozpoczęte
książki czytam do końca. I dziękuję opatrzności, że jestem czytelnikiem z
zasadami. Książka okazała się być niesamowicie wciągająca, tematów wojennych było
niewiele, a i te podane w taki sposób, że nie mogłam się oderwać.
Głównym wątkiem książki jest śledztwo prowadzone przez toruńskiego redaktora Roberta Pruskiego dotyczące niewyjaśnionych zaginięć z czasów PRL. Z redaktorem Pruskim nawiązuje kontakt osoba, która poszukuje grobu swoich zmarłych tragicznie rodziców. Główny bohater odkrywa, że przypadków tajemniczych zaginięć było więcej.
Zaskakująca jest konstrukcja kryminału – kiedy wydaje się,
że już wszystkie zagadki zostały już rozwiązane i książka zmierza do
szczęśliwego finału rozpoczyna się jakby druga część akcji. Odniosłam wrażenie,
że pierwsza część pokazuje przede wszystkim warsztat dziennikarza śledczego –
mozolną pracę szukania dowodów, czasem zdobywanych dzięki odrobinie szczęścia,
najczęściej dzięki inteligentnemu łączeniu faktów. Druga część jest zupełnie
inna – to przede wszystkim szybka, niezwykle wciągająca akcja poszukiwania
sprawcy dawnych zaginięć.
Poniekąd kontynuacją przygód redaktora Pruskiego jest
kolejna książka Głuchowskiego pt. „Lód nad głową”. Redaktor Pruski nie jest
jednak jej głównym bohaterem, choć jest kluczową postacią nadającą bieg
wydarzeń. Główną bohaterką książki jest studentka, która, trochę podobnie jak w
Raporcie Pelikana, wpada na trop afery ukrywanej pod zasłoną dymną brutalnych
ataków na przedstawicieli prawa i polityki. Sprawa jest poważna, trup ściele
się gęsto, a przestępcy są niezwykle bezwzględni. W sprawę uwikłane są bardzo
wysoko postawione osoby, aferę próbują więc ukryć również instytucje państwowe.
Bardzo ciekawy jest zmienny styl książki. W przypadku opisów
akcji dość opisowy styl zmienia się na niezwykle oszczędny, konkretny, zwięzły.
Podkreśla w ten sposób szybkość akcji, niemal czuje się pęd latających kul.
Zdecydowanie polecam obie książki Głuchowskiego, będą
przyjemną lekturą zwłaszcza w okresie wakacyjnym.
Marta
No i tak. Troszkę już wiecie, więc postaram się napisać krótko coś od siebie. Rzeczywiście pod koniec akcja nabiera takiego tempa, że książka staje się zupełnie inna, dla mnie to było powiedziałbym nawet trochę rozczarowujące (tak jakby zabrakło pomysłów na ciągnięcie klimatycznego biegu wydarzeń). Ale to co działo się wcześniej wynagradza mi nawet lekki minus samej końcówki.
- sama sprawa sięga głęboko wstecz, ale to tylko nadaje jej głębi. Próby znalezienia jakichś śladów zaginionych ludzi prowadzą do seryjnego mordercy, a gdy już prawie wszystko wiemy, dochodzi dodatkowy smaczek, czyli cała historia tuszowania sprawy w przeszłości przez służby specjalne. W którymś momencie miałem nawet takie podejrzenie, że akcja pójdzie w stronę podobną jak w Uwikłaniu, czyli jeden telefon od właściciela gazety i sprawa zniknie z obszaru zainteresowania, a dziennikarz i główny bohater pójdzie w odstawkę. Powiązanie morderstw z obrządkiem jakiejś sekty może i dziwaczne, ale opisane dość prawdopodobnie.
- gazeta. Hmmm. To był świetny pomysł by autor umieścił akcję w środowisku jakie dobrze zna. Pokazuje nam nie tylko realia funkcjonowania mediów i gonitwę za tematem, ale i czasem bardzo żmudny sposób zbierania informacji, klecenia z tego czegoś co może skupić uwagę czytelnika. To, że jest to malutka redakcja "Głosu Torunia" tylko dodaje smaczku, bo kibicujemy by tygodnik (a z nim jego naczelny) osiągnął jakiś sukces i odbił się od dna. Porównania do Millenium może i nie przypadkowe, ale uważam, że udało się tu nie tylko pokazać nasze realia, ale i całe śledztwo dziennikarskie opisane jest tak żywo, że nawet na chwilę nie miałem poczucia wtórności (brawa za dobre dialogi!). Ba! Chwilami ma się wrażenie, że czytasz nie tyle kryminał, co po prostu reportaż.
- bohater. Udało się zarysować postać bardzo realistyczną i którą mimo wad da się lubić. Mamy zniechęcenie i gorycz, obawę przed powrotem do picia, problemy rodzinne, a na drugiej szali wagi ten nos dziennikarski, nadzieję, instynkt, działanie na pograniczu ryzyka i prawa, wreszcie poświęcenie pracy wszystkiego.
- no i kolejny plus: Toruń. No bo i dlaczego wciąż duże miasta mają być miejscem akcji, a piękny Toruń miałby być pomijany? Nie zawsze opisany kolorowo i od strony tego co widzą turyści, może odrobinę zbyt dużo tu kompleksów "prowincji", ale trudno odmówić tego iż udało się uchwycić trochę prawdziwej atmosfery miasta i ludzi jacy w nim żyją.
Naprawdę rasowy kryminał. Trzyma w napięciu nawet wtedy gdy już by wydawało się, że mamy wszystkie rozwiązania w ręku. Brawa, a do końca sierpnia pewnie łyknę drugą powieść Głuchowskiego.
Lubie polskie kryminały, będę poszukiwać tej książki.
OdpowiedzUsuńPolacy nie gęsi i swoje kryminały piszą :)
OdpowiedzUsuńprzeczytam