piątek, 31 maja 2013

Rosencrantz i Guildenstern powstają z martwych, czyli szekspir kontra wampiry i roztrzygnięcie konkursu

Obecnie mam sporo roboty przy wpisywaniu ankiet, ratuję się wiec jak mogę aby nie zgłupieć, aby te godziny przed kompem się nie dłużyły i wciąż aktywizować mózg do wysiłku... Jednym ze sposobów są audiobooki, albo muza, ale jeszcze lepszym są filmy, szczególnie takie oglądane po raz kolejny (albo seriale, gdzie i tak niewiele się dzieje). Albo takie, na które można zerkać od czasu do czasu, ze świadomością, że niewiele tracisz gdy nie patrzysz cały czas (dialogi są tak rozbrajające, że same w sobie stanowią rozrywkę). Po różnych krajowych produktach typu "Wyjazdu integracyjnego" mam kolejnego kandydata na najgłupszy film oglądany w tym roku.
Uwaga - nie pomylcie tylko tytułów filmu: bo film Rosencrantz i Guildenstern nie żyją wcale nie jest taki głupi. Tu w tytlu pojawiają się dwie literki, a w tłumaczeniu brzmi to: Rosencrantz i Guildenstern powstają z martwych.
Może kogoś ten miszmasz będzie bawił. Szekspir, banda współczesnych żałosnych nieudaczników, tajna organizacja szukająca Świętego Graala i wampiry - to może przecież być zabawne o ile ktoś ma pomysł, poczucie humoru, talent. Inaczej otrzymamy niestety masę kiepskich żartów, dziwacznych scen, które mają niby do czegoś innego nawiązywać i sztywne dialogi z których nic nie wynika. A tak niestety oceniam "R i G powstają z martwych". Smaczku może dla kogoś dodać fakt iż gra tu syn Dustina Hoffmana (a ja się zastanawiałem skąd znam tę fizjonomię)... Purystom wielbiącym Hamleta odradzam, bo to co dzieje się w trakcie tej inscenizacji przyprawia raczej o ciarki :)  





*************************
Ach, nawet nie sądziłem że ta pozycja i ten konkursik wzbudzi takie emocje :) Niby tylko dwie osoby chętne, ale zobaczcie sami jaka zażarta walka. Prosiłem o to by prośbę o książkę sformułować tak aby jakoś nawiązywała do dawnej Rzeczpospolitej, do szlachty - a tu otrzymałem wersety tak smakowite i w takiej liczbie, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. I tylko dylemat miałem jak taki pojedynek bardów mam rozstrzygnąć? Na los się zatem zdałem - wziąwszy dwa połcie mięsa, w ciemną noc na pola za domem zaniosłem. Po lewej żem położył delikatną szyneczkę ze świnki, a po prawej udziec spory barani - niech zwierz i różne stwory nocne zdecydują, którą ofiarę najpierw pożrą, a komu nieba tym samym przychylą. Wezmą delikatne i różowiutkie - niewiasta zwana Nnyv wygra, a jak męską porcję pieczystego i dobrze przyprawionego barana - do Wolskiego los się uśmiechnie. 
Noc była ciemna, głucha, jeno co 3 minuty jak zwykle aeroplany przelatywały z hukiem. Ale poza tym cisza, żywego ducha. Siadłem sobie na torach, bo przynajmniej żadne krzaki nie zasłaniają widoku, a pociągi w nocy rzadko jeżdżą, widok miałem dobry, bo mimo, że obwodnica 300 kroków od mego domu jeszcze nie otwarta, to latarnie świecą jak cholera. Tylko czemu zwierz żaden nie przychodzi. Koty rozumiem - wyłapane na skórki, psy łańcuchami powiązane, ale przecież jak się tu sprowadzałem to od pól jeno wycie było słychać, a rano pola zryte jakby stado diabłów grasowało. A tu nic. Ki czort? Mięso świeże, czuć z daleka i aż samemu by się by zjadło (ale odkrawałem jeno po kawałeczku co by nie zemrzeć z głodu i sporo zostało). 
Około drugiej już i mnie zmęczenie zmogło i zrezygnowany przysypiając wciąż żem myślał jak tu inaczej konkurs zakończyć. Strof tak dobrych przecież nie wolno puścić w niepamięć. Ba! Jeżeli kiedyś przyjdzie mi może zarabiać na życie wydając różne druki, to takich autorów nie mogę zniechęcać na przyszłość - może jeszcze coś dla mnie stworzą. Nad ranem więc, nie doczekawszy się żadnej zwierzyny co by pomogła ów dylemat rozstrzygnąć, zabrałem lekko tylko skruszałe mięso (i trzeba przyznać, że lekko zajeżdżające ołowiem - to pewnie ta benzyna lotnicza i spaliny z autostrady) z powrotem do domu. Donieść go nie doniosłem, bo żem spotkał sąsiadów co szukali zakąski, więc wspólnie zjedliśmy i wypiliśmy śniadanie, a ja wróciwszy spałem aż do kolacji. Północ już się zbliża, mi konceptu nadal brakuje, stąd jakieś dziwne fantazyje i dyrdymały opowiadam, ale przechodzę już ad rem. Proszę oboje o kontakt mailowy (przynadziei@wp.pl) - powiem Wam wtedy co żem wykoncypował, tak abyście oboje zostali nagrodzeni i mam nadzieję usatysfakcjonowani. 
A o wierszowane podziękowania albo dalsze strofy nawet nie śmiem prosić.  
Jeszcze raz piękne dzięki Wam za frajdę jaką mi sprawiliście. Kłaniam się nisko.

3 komentarze:

  1. Delikatna szyneczka wdzięczna bez zmierzenia
    Za ów Waszmościnego ogrom poświęcenia,
    Za głowy turbowanie i wyprawę nocną,
    I za kłopot wszelaki przeprosić chce mocno.

    Złóż więc Waszmość swą głowę na jakiejś podusi.
    Nnyv Cię jakąś balladą ukołysać musi!

    (Czyli, z polskiego na nasze, bardzo doceniam Pańskie zaangażowanie, a opowieść o nocnej przygodzie i związanych z nią trudach zmroziła mi krew w żyłach)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją" oglądałam kiedyś, to świetny film, ach, jaka obsada.
    A tu taki gniot, ech. Nawet nie gniot, gniotek.

    OdpowiedzUsuń