środa, 15 maja 2013

Mech - ZWO, czyli heavy nie musi być jedynie serio

Nie wiem jeszcze co nam zagra w odtwarzaczu w samochodzie, na co będziemy mieli ochotę (a trasa przecież długa), ale póki co jeszcze notka o czymś, co zaciekawiło mnie i gdzieś tam towarzyszy od kilku tygodni. Chodzi o płytę Mech - kapeli, która debiutowała jeszcze w latach 70-tych, a ostatnio się reaktywowała i dzięki wsparciu WOŚP zdobyła troszkę rozgłosu. Mocne brzmienie, gitarowe riffy i ciekawy wokal Macieja Januszko (niewiele kapel grających cięższą muzę ma tak rozpoznawalne teksty) - to granie trochę mocniejsze niż na dawnych płytach, stylem bliższe temu co np. robiło TSA, Black Sabbath (a Januszko przypomina stylem śpiewania Ozzy'ego).
Niby chwilami ściana dźwięku, ale przecież to nie jest głuchy łomot - wyłapujemy miłe dla ucha solóweczki, sekcja nie jest monotonna. Nie brakuje wolniejszych numerów i w takich balladkach Mech wypada równie ciekawie jak i w szybszych rytmach. Na okrasę po "poważniejszych" numerach dostajemy jeszcze trzy lżejsze, bardziej zwariowane.


Muzycznie - sporo gości (m.in. muzycy Dżemu, Turbo, Voo Voo, TSA), ale czuje się, że świetnie się ze swoimi umiejętnościami wkomponowali w tę hard rockową formułę jaką bawi się Mech. Żywiołowo, radośnie i bez specjalnego zadęcia. Może i nie oryginalne, ale w końcu w Polsce takiego grania było niewiele, więc czemu nie? Na płycie wypadło fajnie, na koncertach wychodzi pewnie jeszcze lepiej...

2 komentarze:

  1. Eh, młodość - kiedyś to były Zjednoczone Siły Natury Mech, swoją drogą potencjał części zespołów (akurat nie tego) wyczerpywał się na oryginalności nazwy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz krótsza nazwa, muza ostrzejsza, ale dobrze, że wracają...

      Usuń