Tą notką wreszcie wyczerpuję zaległości
filmowe i teraz mogę z czystym sumieniem oglądać kolejne rzeczy, nie
martwiąc się, że coś mi umknie zanim znajdę czas napisać notkę.
Temat
teczek, działań bezpieki wobec różnych ludzi w państwach
socjalistycznych to temat cholernie ciekawy, choć wciąż niewielu twórców
ma odwagę go tykać Trochę dlatego, że "umoczonych" było bardzo wiele
osób, ale część z nich świetnie poradziła sobie w czasach obecnych, mają
spore wpływy i nie dopuszczą by coś na ich temat wyszło na światło
dzienne. Ale jest jeszcze jedna sprawa - u nas po pierwsze część teczek
została zniszczona, część zniknęła, a część jak się podejrzewa stanowi
fałszywki, które mają być bronią przeciw tym, którzy zbyt mocno będą
naciskać na zrobienie z tym tematem porządku. Opozycjonista atakował i
żądał ujawnienia wszystkiego - to podsuwano mu jako argument dowody na
jego przyjaciół, jakieś autorytety, po to by zwątpił w jakość materiałów
(wszystkich), albo przynajmniej stracił zapał... Niemcy jakoś sobie
dość szybko poradzili i nie nastąpiło nic takiego czym straszyły u nas
"autorytety" (dojdzie do przelewu krwi). Tam sobie poradzono, u nas
wciąż trwają przepychanki i straszy ten trup w szafie. Takie refleksje
mi się nasunęły w trakcie oglądania tego filmu. "Życie na podsłuchu"
jest próbą pokazania nam nie tylko jak wyglądało wciąganie ludzi we
współpracę i sama procedura obserwacji, ale co ciekawe, pokazuje też
trochę to co stało czasem za decyzjami w tych sprawach.
Akcja
dzieje się w środowisku ludzi, którzy można by rzec stanowią pewnego
rodzaju elitę - władza hołubiła artystów, o ile ci byli spolegliwi i nie
zadawali pytań. Głównym bohaterem jest reżyser i scenarzysta teatralny
Georg Dreyman. Unika on zaangażowania w działania jawnie
przeciwstawiające się władzy, ale gdy zaszczuty przez bezpiekę i zakaz
pracy jego przyjaciel popełnia samobójstwo, nie potrafi nie zadać sobie
pytań o przyczyny. Te pytania może i nie zwróciły by na niego uwagi (bo
się z nimi nie afiszował), ale pech chciał jego przyjaciółka i kochanka
wpadła w oko jednemu z kacyków partyjnych. To wystarczyło by służby
zaczęły na Dreymana szukać haków.
Co
ciekawe w tym filmie to fakt iż to nie postać głównego bohatera -
pisarza, który jest rozpracowywany, budzi nasze największe emocje. Taką
postacią jest jeden z agentów Stasi, rozpracowujących Dreymana: Gerd
Wiesler. Ideologicznie pewny, wierzący jak mało kto w sens swej pracy i
obowiązek ratowania ojczyzny przed wrogimi elementami, nagle doświadcza
on coraz większych wątpliwości: hipokryzji, zakłamania przełożonych i
sensu w pytaniach zadawanych przez opozycjonistów. Jego samotne życie i
całkowite skupienie się na pracy staje się pewnego rodzaju obsesją. To
dzięki niemu zarówno cała historia staje się niebanalna, nawet jeżeli
ktoś postuka się w głowę, że takie rzeczy nie miały prawa się zdarzyć.
Żadne
z bohaterów nie jest tu do końca postacią jednowymiarową, ich
niejednoznaczność sprawia, że ich dramat staje się dla nas szansą na
przemyślenie różnych postaw, decyzji w tamtych czasach - jak niewiele
czasem trzeba było by przejść cienką granicę, za którą potem człowiek
stawał się coraz większą świnią.
Strach?
Pieniądze? Szansa na karierę? Jakże różnymi metodami werbowano i
manipulowano ludźmi... Ale dla mnie jednak przesłanie tego filmu to nie
zbagatelizowane:nie oceniajmy, ale raczej podkreślenie wartości prawdy.
Nie chodzi o sądzenie. Chodzi czasem o zwykłe przeprosiny, żal,
zmuszenie by tego nie wypierać i nie zamazywać jakby nie istniało.
Krzywdy tak wielu ludzi wołają o tą ludzką sprawiedliwość.
Naprawdę
dobry film. Jego wartość (edukacyjną?) i okazję, inspirację do różnych
przemyśleń i dyskusji zauważył też IPN, który zamieścił na swoich
stronach materiały dla nauczycieli, które mogą wykorzystać po seansie z
młodzieżą.
Oglądałam kilka lat temu. Bardzo dobry film!
OdpowiedzUsuńMnie również dobrze oglądało się ten film i dobrze pamiętam fabułę, choć widziałam "Życie na podsłuchu" dawno temu.
OdpowiedzUsuńWidziałam już dwa razy.Świetny film i znakomicie zagrany.)
OdpowiedzUsuń