sobota, 29 września 2012

Bez tchu - George Orwell, czyli to co dobre już za nami

Och to już moje trzecie podejście do tej notki bo albo sieć albo blogspot robiły mi psikusy i dwa razy traciłem już napisany tekst. Wybaczcie więc, że może być trochę chaotycznie...
Ten pisarz coraz bardziej mnie fascynuje. Znany głównie z Folwarku czy Roku 1984 nie tylko publikował inne rzeczy, ale sam jego życiorys byłby niezłym materiałem na książkę. Zarówno w powieści, którą czytałem ostatnio, czyli Na dnie w Paryżu i w Londynie jak i tu zawarł całkiem sporo wątków autobiograficznych. Tam były to lata młodzieńcze, a w "Braku tchu" wspomnienia głównie z dzieciństwa. Ale choć mogą zauroczyć fragmenty opisujące życie w małym miasteczku na początku XX wieku, to nie jest książka jedynie o tym. Nostalgia jest tu silna, ale równie wszechobecny jest niepokój i pesymizm.
Główny bohater - George Bowling jest agentem ubezpieczeniowym, mężczyzną po 40-tce wydawałoby się ustatkowanym, trochę szarym i nudnym. Ma dwójkę dzieci, żonę i zaczyna mieć dość swojej codziennej egzystencji. Zupełny przypadek sprawia, że przypomina mu się miasteczko, w którym dorastał, dom rodzinny, szkoła, pierwsze wagary z kolegami, słodycze, radości, łowienie ryb i psikusy. Ach jak cudownie autor odmalował ten świat - sielankowy, spokojny, gdzie mimo biedy wszyscy żyli jakoś mniej nerwowo i bez strachu. A dziś? Niby jest to pisane w roku 1938 - tuż przed wybuchem wojny i atmosfera niepokoju jest odczuwalna, ale przecież wiele fragmentów i zmian jakie opisuje Orwell wcale nie dotyczy wojny, ba część z tego co wtedy odczuwali ludzie nadal jest aktualne. Brak tchu by nadążyć za zmianami, za światem, który pędzi i wciąż każe zdobywać nowe rzeczy, za postępem, który niby ułatwia życie, ale sprawia, że jest w nim o wiele mniej radości i bycia z innymi. Nasz bohater mocno to odczuwa i zadaje sobie wiele pytań związanych z tym "postępem", który widzi. Jest dość krytycznym obserwatorem rzeczywistości i nie brak mu też ironii nawet względem siebie.

Wiecie,  jak to bywa. Idziecie do łóżka czując się mniej lub bardziej młodo, myślicie o dziewczętach i tak dalej, a rankiem budzicie się przemożnym wrażeniem, że oto jesteście starym biednym tłuściochem, którego w życiu nic nie oczekuje poza wypruwaniem żył, żeby zdobyć forsę na buty dla dzieci.

Nasz bohater targany jakimś niepokojem wewnętrznym i potrzebą znalezienia czegoś co pozwoli mu trochę odpocząć postanawia wrócić do swego rodzinnego miasteczka, do korzeni i do tych cudownych miejsc, w których spędził swoje dzieciństwo. Mimo, że nie powinien mieć złudzeń, że zmiany ominęły jego magiczne miejsca z dzieciństwa on z coraz większą determinacją pędzi by by jeszcze raz przypomnieć sobie ten czas, który jak wspomina był najszczęśliwszym czasem jego życia. Czy to szybkie usamodzielnienie, a potem I wojna światowa sprawiły, że jest w nim tyle goryczy i cynizmu? Dużo dowiadujemy się o nim samym, o jego przeszłości i mimo, że niewiele tu akcji, dialogów - uwierzcie naprawdę nie jest nudno z naszym bohaterem i jego refleksjami.
Spróbujcie, dajcie się wciągnąć w tę opowieść. Dużo tu nostalgii, sporo pesymizmu i dość proroczych wizji na temat przyszłości, zero polityki, z którą Orwella często się kojarzy. To przestroga i gorzka refleksja na temat życia, które tak szybko przemija, na temat tego jak często pragniemy wracać wspomnieniami do "lepszych" czasów. Napisane lekko (brawa za tłumaczenie dla p. Zborskiego), ale jest to książka, która skłania do przemyśleń i nie jest zwykłym "czytadłem". Mimo upływu czasu - można w niej sporo odnaleźć dla siebie. Któż z nas nie tęskni za czasem gdy miał poczucie bezpieczeństwa, gdy wszystko wydawało się jakieś bardziej pewne, stabilne, świat może miał mniejszy horyzont (jak to u dziecka), ale też nie wydawał się tak nieprzewidywalny i groźny. Wystarczy odnaleźć choćby fragment, w którym w głowie naszego bohatera pojawia się refleksja na temat kupionego na kredyt domu, by stwierdzić, że problemy jakie przeżywamy wcale nie są odmienne od tego co czuli ludzie wtedy.  
Wojna tuż tuż. Tę obawę, ale i rozczarowanie, gorzkie refleksje na temat tego co niosą zwykłym ludziom takie konflikty i "walka o sprawę" tu mocno czuć. Do tego ta atmosfera przedwojennej Anglii. Choćby dla tych opisów warto sięgnąć. Po prostu polecam!

6 komentarzy:

  1. Zapadł mi w pamięć cytat: "Walnąłem granatem w gmach moich snów" - bardzo obrazowy, bardzo pesymistyczny i bardzo reprezentacyjny dla ostatecznego wydźwięku książki...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny cytat. jedna z lepszych książek czytanych w tym roku.
      również pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Dzięki za pół-spoiler :/

      Usuń
    3. really? rany, a tak się starałem... czasem trudno uniknąć podania jakiejś informacji

      Usuń
  2. Bardzo lubie ksiazki Orwella, ale niestety jeszcze nie mialem okazji tej przeczytac :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń