Pisząc o tej książce warto najpierw wspomnieć o pewnego rodzaju zaskoczeniu. O tym jak ta książka jest oryginalnie wydana przez DodoEditor pewnie już czytaliście na innych blogach - szyty, niczym zasłonięty grzbiet, tekst, który zaczyna się już na okładce - to wszystko zachwyca. Ale dla mnie to jeszcze inne zaskoczenie. Książka, która ma już 30 lat, w Szwecji jest uznawana za jedną z najważniejszych powieści ostatnich kilkudziesięciu lat, a my nic o niej, ani o autorze nie wiedzieliśmy? To wokół średniego Millenium robi się tyle hałasu, a taka książka ma przejść bez echa? Brawa dla wydawnictwa, które wypuszcza ten tom (tom, bo to blisko 500 stron) na nasz rynek jednocześnie z jego kontynuacją, pisaną już bardziej współcześnie. Dzięki temu możemy poznać tę historię w większej całości.
A trzeba przyznać, że historia to ciekawa i bardzo wciągająca. Nawet powiedziałbym, że kilka historii, bo powieść ma w sobie sporo szufladek, które można otwierać i przyglądać się ich zawartości. Już punkt wyjścia jest dość intrygujący - oto młody człowiek siedzi od wielu dni w zamkniętym mieszkaniu i owładnięty jest jakimś dziwnym niepokojem. Nie wiemy czego się obawia, czemu tak obsesyjnie pragnie spisać wszystko to co przeżył w ciągu ostatniego roku, co takiego się wydarzyło. Do tego dodajmy jeszcze, że nosi imię i nazwisko samego autora. Co tu jest prawdą, a co jedynie konfabulacją?
Gentlemanów można czytać skupiając się na różnych warstwach tej powieści. Mamy historię Klasa, młodego pisarza, niekoniecznie ustatkowanego, którego zbieg okoliczności popchnął do tego by zamieszkać ze świeżo poznanym w klubie bokserskim znajomym - Henrym Morganem. Mamy historię ich poznawania się, docierania i wreszcie przyjaźni, pełnej różnych dziwnych sytuacji, zdarzeń, które drobiazgowo są opisywane - dwóch artystów (Henry jest muzykiem) , marzycieli, którzy żyją trochę z dnia na dzień. Jeden rok z życia, ale jak sam Klas podkreśla, dla niego to był okres bardzo ważny, nie tylko intensywny, ale i przemieniający jego osobowość. Nasz bohater spisuje przeżycia tego roku, ale spisuje też kolejną historię - całą przeszłość Henry'ego Morgana i jego młodszego brata Leo. To przeszłość ich ukształtowała, sprawiła, że są dziś właśnie tacy i Klas za swój obowiązek pokazać nam ich jak najpełniej, aby ich obraz w pamięci innych był bez przekłamań. Ta jego opowieść ukazuje nam życie braci Morganów, ale i przekrój przez wiele wydarzeń począwszy od lat 50-tych, aż do 70-tych - ich atmosferę, to czym ludzie wtedy żyli.
Bracia Morgan i mieszkający z nimi Klas to właśnie tytułowi gentlemani. Czemu właśnie tak? Może dlatego, że sami trochę siebie tak postrzegali - choć narwańcy, to jednak z zasadami, choć gołodupcy i nieźli kombinatorzy, to również ludzie żyjący na pewnym poziomie, choć nie raz potrafiący zaszaleć do upadłego, to przecież nie degeneraci, choć trochę egoiści, to nie obojętni na innych w potrzebie. Każdy z nich jest oryginałem, każdy ma interesującą historię do opowiedzenia, nie dziwne więc, że trudno się w trakcie czytania oderwać.
Mamy też wątek kryminalno-polityczny (podobny do tego w Millenium), ale prawdę mówiąc on nie był dla mnie tu najważniejszy. Warto czytać czerpiąc przyjemność ze wszystkich tych historii, warstw, czy szufladek - tyle tu pobocznych wątków, postaci, zarówno komicznych jak i tragicznych... Ta epicka opowieść jest po prostu pełna życia. Na dodatek mam wrażenie, że wielu smaczków nawet nie dotknąłem, albo ledwie je liznąłem, bo w tekście wiele jest odniesień do innych książek (np. Strinberga), miejsc, wydarzeń, postaci, fikcyjnych wierszy Leo (niesamowite fragmenty pokazujące zmianę jego twórczości, ale i przemianę jego samego)... Co z czym jest związane, z czego wypływa i dokąd zaprowadzi naszych bohaterów - to wszystko jest wspaniałą grą z czytelnikiem. Grą pełną zostawionych tropów, ale i zagadek. Klas zdawał sobie sprawę, że Henry często kłamał lub ukrywał prawdę - czy w takim razie to wszystko co spisał jest pełnym obrazem tego jacy Morganowie byli naprawdę i co doprowadziło ich do takiego a nie innego finału.
Nasi gentlemani dojrzewają, tracą złudzenia, obrywają do życia, ale nie tracą nadziei i chęci by coś robić dalej. Zadawane pytania o to co w takiej sytuacji robić, w jakim kierunku zmierzać nie są wcale naiwne, a ból i niemoc pokazane bardzo realistycznie.
Mam wrażenie, że pisząc te ulotne wrażenia i jakieś luźne myśli i tak nie oddaję w pełni tego wszystkiego co mi towarzyszyło w trakcie czytania tej książki. W każdym razie to jedna z powieści, która sprawiła mi najwięcej przyjemności w ostatnim czasie. Spróbujcie sami. Dla zainteresowanych jeszcze link do tego co o książce mówiono w radiowej trójce. Stamtąd pochodzi też fotka.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu DodoEditor. I jest to sytuacja, jedna z niewielu, gdy łamię swoje postanowienie i chyba nie oddam tej książki na konkurs. A przynajmniej na razie - dopóki nie zdobędę i nie przeczytam drugiego tomu.
Zaintrygowałeś mnie. Wydawnictwo jest mi zupełnie nieznane. Wciągam na listę.
OdpowiedzUsuńAż wstyd przyznać, ale dotąd nie udało mi się przeczytać nic z literatury skandynawskiej. No może oprócz książek Astrid Lindgren:) Twoja recenzja jest na tyle zachęcająca, że chyba skuszę się na "Gentlemanów":)
OdpowiedzUsuń