Co prawda wczoraj zaproponowałem ten tytuł jako poboczną lekturę na DKK (ostatnio wybieramy obok tytułu głównego coś lżejszego, żeby każdy mógł sobie wybrać co mu bardziej leży), ale po filmie nawet nie wiem za bardzo czy chcę to czytać. Znam już wszystkie pomysły fabularne, postacie i ich charakterystykę, czym więc mógłby zaskoczyć mnie Robert Harris?
Od początku jednak miałem wrażenie, że cały ten krzyk o obalaniu jakichś sekretów Watykanu, kontrowersje itp. to jedynie teatrzyk by wypromować kolejny thriller sensacyjny, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Chodzi o to, że to nie reportaż i nie szukajcie tu faktów, nawet nie oczekujcie tego, że autor zrobił reaserch - to jego wyobrażenia i fantazje na temat rozgrywek pomiędzy hierarchami Kościoła Katolickiego i niczego więcej nie oczekujcie.
Konklawe, czyli wybór nowego papieża. Wiadomo, że to trudny czas, bo często dochodzi do zmian w narracji, polityce - nowa głowa Kościoła to często nowe porządki. Nic więc dziwnego, że po ludzku to czas jakichś zmagań frakcji i grup interesów, nie tylko narodowych (słynne - papież powinien był Włochem), ale i światopoglądowych. Niby nauczanie oficjalne Kościoła jest jedno, wiadomo jednak, że są kardynałowie bardziej konserwatywni, tradycjonaliści z lękiem i grozą patrzący na wszystko co nowoczesne i bardziej liberalni, może są nawet tacy, którzy byliby za rezygnacją z celibatu i bardzo radykalnymi zmianami. Papież może wszystko.
I właśnie o takich rozgrywkach jest ten film. Od razu powiedzmy - uproszczony na maksa, to taka amerykańska wizja, w której plotki (odcięcie od świata, od mediów na czas wyboru) przemieszane są z idiotyzmami (tajne narady kardynałów w obecności innych świadków). Napięcie ma być związane z tym, że główny bohater, odpowiadający za zgodne z zapisami przeprowadzenie wyborów (fajna rola Ralpha Fiennesa), próbuje weryfikować czystość pobudek poszczególnych kandydatów i ich moralne prawo do tego by zasiadali na tronie Piotrowym. Kardynałowie też są ludźmi, więc nie są wolni od pragnienia władzy, pychy, nie uciekają się do manipulacji czy nawet kłamstwa. To nie powinno budzić zdziwienia. Złość jednak może budzić demonizowanie niektórych postaw i poglądów - raczej wątpię, by istnieli kardynałowie wzywający do wojen religijnych i do krucjat, a to się nam tu w idiotyczny sposób sugeruje. Dobrze że przynajmniej nie wmawia się nam, że oni już wcale nie wierzą, a zajmują się jedynie walką o władzę i pieniądze. Ale i tak wskazywanie palcem widzom od początku kto ma być dobry a kto zły, przekreśla frajdę z oglądania. Zamiast ciekawego dramatu, jakaś bajeczka która ma być thrillerem.
Wizja Kościoła skorumpowanego i skompromitowanego, dla którego jedynie jakimś ratunkiem ma być przyjęcie narracji liberalnej dzisiejszych "elit" pewnie kogoś będzie podniecać i dawać mu satysfakcję, ale szczerze - to film, który nie sprawdza się ani jako thriller ani jako atak na Kościół. Gdyby udało się utrzymać atmosferę z pierwszej połowy produkcji, powiedzmy do wybuchu, którego kardynałowie padają ofiarą, było ciekawej, ale niestety - poszło to w stronę łopatologii i narracji, którą nawet nietrudno było przewidzieć. Cały pazur znika. To ma być bezkompromisowy film? Gdyby nie Fiennes, to nawet nie warto by było tego oglądać. To już lepiej obejrzeć po raz kolejny Kler, bo tam wciąż ten pazur ostrej i celnej krytyki wciąż jest.
Zmarnowany potencjał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz