Choć to proza gatunkowa, jednocześnie jednak historia jaką opisuje Krzysztof A. Zajas, może wzbudzić uwagę nie tylko miłośników grozy. Niby o losach społeczności żydowskiej na terenach Polski w czasie drugiej wojny światowej napisano już dość dużo, wciąż jednak jest przestrzeń nie tylko mówienie o masowej zagładzie ale i np. na przyglądanie się relacjom z polskimi sąsiadami, postawom naszych rodaków wobec zła jakiego byli świadkami. W sytuacji gdy byliśmy chyba jedynym krajem gdzie za udzielanie pomocy Żydom groziła kara śmierci, to na pewno nie były łatwe decyzje, ale o niektórych sytuacjach trudno mówić inaczej jak o zwykłym draństwie. W tej opowieści jedno z takich zdarzeń staje się źródłem klątwy, która spadnie na miasto.
Co mają współcześni mieszkańcy Oświęcimia (Oszpicyn to nazwa używane dawniej przez społeczność żydowską) z winami ich dziadków czy pradziadków? Teoretycznie nic, ale jeżeli upierają się w kłamstwie, nie chcą uznać prawdy albo chciwość popycha ich do dalszego grzebania w ziemi jedynie dla własnych korzyści, zmarli mogą ich za to ukarać.
Głównym bohaterem powieści jest dziennikarz, który podejmuje pracę w lokalnej redakcji. Wkrótce w mieście dochodzi do dziwnych wypadków, których sprawcami są dzieci. Niestety poza nim mało kto chce o tym rozmawiać, tak jakby ludzie bali się tego że nie znajdą racjonalnego wytłumaczenia. Śledztwo jakie podejmie Wojciech Jaromin stanie się jego misją, ale i jego przekleństwem, zobowiązaniem od którego nie będzie mógł uciec.
Fajnie uchwycona jest atmosfera lat 90, gdy tak wielu ludzi nagle próbowało na siłę wyprzeć się przeszłości, gdy tak często liczyły się tylko pieniądz i siła, a nie zdrowy rozsądek i życzliwość dla innych. Przeszłość miesza się z czasami współczesnymi, a to co realne z tym co... No właśnie. Ciekawe u Zajasa jest to, że chwilami w tej jego wizje są bardzo oniryczne, tak że sam bohater powątpiewa w ich realność. Szukając jednak uparcie wyjaśnień, dochodzi do wstrząsającej prawdy o swojej rodzinie, o przodkach tych, którzy pojawiają się na pierwszym planie tej historii.
Jak ładnie podsumował to autor w jednym zdaniu opowiadając o tej powieści:
Dziedziczymy długi, dziedziczymy głupotę i lekkomyślność, poczucie winy i traumę niewolnictwa – to może i zemstę dziedziczymy?
Ryzykowny to pomysł, by o tak trudnych tematach historycznych pisać w konwencji jakby na to nie patrzeć jednak tworzonej dla rozrywki. Trzeba jednak przyznać że to się udało. "Oszpicyn" wciąga jak diabli, niepokoi niczym najlepszy horror, a jednocześnie funduje masę ciekawe spojrzenie na wojenne traumy.
Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz