Uwierz w Mikołaja, to takie bardziej obyczajowe i rzewne, a mniej komediowe "Listy do M". Mamy więc kilka równoległych historii, które potem się splatają, a wszystko ma nam udowodnić, że warto wierzyć w miłość, w dobroć ludzi no i w magię świąt, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi są nam przychylne o ile podejmiemy jakąś decyzję o zmianach.
Mamy się wzruszać (wątek kobiety z małą ale rezolutną córeczką, które są ofiarami przemocy), mamy się śmiać (wątki z domu opieki dla osób starszych), mamy kibicować w rozwijającym się romansie (niby brak prądu, ale i tak im gorąco). No i nie ma co więcej gadać, sponsorzy zadbali o lokacje swoich produktów i miejsc, atmosfera niczym z bajki, nawet policjanci mają czas na herbatkę w ramach interwencji i oczywiście Boże Narodzenie nie ma w sobie nic ze święta religijnego (katolickie gusła jak pada z ekranu) - ważne są prezenty, kasa i pełny stół, no i ewentualnie odrobina życzliwości lub wybaczenia, czy też powrotów... Wszystko wiecie?
Ale dla jednego wątku warto obejrzeć ten film i się uśmiechnąć.
Chodzi o aktorów grających pensjonariuszy domu opieki - podobnie jak w Gangu Zielonej Rękawiczki i tu w miniaturowych rolach potrafią oni stworzyć zachwycające scenki i patrzy się na nich z ogromną sympatią. Tak rzadko już pojawiają się na ekranach, a kiedyś przecież na nich królowali. Zanim odejdą, warto się cieszyć tą ich obecnością. Dziękuję więc właśnie za nich. Za Ewę Szykulską, Elżbietę Starostecką, Bohdana Łazukę, Teresę Lipowską, MArtę Liińską, Krystynę Tkacz, Izabelę Olejnik, Dorotę Stalińską, Macieja Damięckiego, Grażynę Zielińską, Elżbietę Jodłowską. Dorota Kolak, która gra właścicielkę tego domu, stanowi świetne uzupełnienie tego teamu. Dla nich warto oglądać nawet takie bajki, żałując że nie dostali do wypełnienia całej tej historii, uczyniliby ją bardziej żywą i prawdziwą. Sztuczność to nieodłączna cecha takich świątecznych historii ostatnich lat.
A "Spadek"? Jego nie ratują nawet aktorzy tacy jak Jan Peszek, Joanna Trzepiecińska, Gabriela Muskała, Adam Ferency czy Maciej Stuhr.
Zgromadź członków rodziny z "przyległościami", którzy się dawno nie widzieli, wprowadź jako temat do rozmowy potencjalny testament bogatego wuja, a potem już tylko trup i odwieczne pytanie kto zabił. Bo motyw pewnie znajdzie się u wszystkich. No i pytanie w śledztwie, kto kłamie (bo zwykle prawie każdy) i dlaczego. Można to robić na poważnie jak u Christie, a można i wprowadzając poza zagadką odrobinę humoru (również czarnego). Do tego jednak trzeba mieć nie tylko pomysł kto ma zagrać, bo obsady bym się nawet nie czepiał, ale pomysł co mają zagrać, czyli scenariusz.
A tu lipa. Dialogi drętwe, na poziomie filmu dla dzieci, humor raczej żenujący, a nie zabawny, w dodatku na siłę robienie klimatu (tak, tak, labirynty w podziemiach zamku)... Ratunku! Jakie to było słabe!
Teatr telewizji ma w sobie więcej napięcia a każdy odcinek The Office więcej humoru (reżyser wcześniej właśnie m.in. przy takich produkcjach pracował). Puśćcie sobie jakąś Kobrę sprzed lat. Będzie lepiej spędzony czas. Szkoda tylko aktorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz