Będzie dużo książek, a zacznę od wzruszenia. Jedna z lepszych rzeczy z końcówki roku, choć pewnie nie każdego ruszy tak jak mnie. Gdy jednak doświadczasz słabszej kondycji swoich rodziców i próbujesz jednocześnie żyć życiem ich, swoim, swoich dzieci, to pewnie doświadczysz podobnych emocji jak ja.
Bączykowski snuje niby banalną z pozoru historię. Trójka rodzeństwa, każdy ma jakieś swoje życie, swoje problemy, a do ojca wpadają jedynie raz na jakiś czas, może robiąc zakupy i sprawdzając czy wszystko ok. Za każdym razem ze zdumieniem odkrywając że jest coraz słabszy, że niknie, że coraz mniej rzeczy go interesuje. Wspominają te chwile gdy mama jeszcze żyła, gdy dom był pełen życia, radości...
I niby to naturalne, że dzieci wylatują w świat, że mają swoje życie. Wielu rodziców dalej interesuje się tym co u nich, chce je wspierać, ale oni coraz mniej to doceniają, bardziej skupiając się na tym co wokół nich. Nie potrzebują już się zwierzać, nie potrzebują rad...
Kiedy przychodzi ten etap, że to oni muszą zaopiekować się tymi, którzy tyle im poświęcili? To wcale nie takie łatwe, by w pełni się zaangażować, bez poczucia że coś tracisz, z czegoś rezygnujesz. Czemu właśnie ja? Niech to zrobi brat czy siostra...
Znajome obrazki? I tak właśnie zbudowana jest ta historia. Wiele scen, dialogów, myśli bohaterów to rzeczy tak znajome. Może i komuś łatwo przyjdzie osąd: w dupie się przewraca, to po prostu twój obowiązek i nie marudź, ale przecież każdy ma swoje uczucia i może warto się w nie wsłuchać, zrozumieć. Nawet jeżeli mogą wydawać się początkowo nieadekwatne, trudno je zaakceptować, zanurzając się w dzieciństwo tych postaci, coś zaczynasz powoli rozumieć. Tu nie chodzi o to, że ktoś jest nieczuły, egoistyczny. Po prostu każdy z nas czasem idzie za tym co wydaje mu się lepsze, nie myśląc o innych i rodzicie także to robią.
Mimo bolesnego tematu, to historia która nie jest jakoś dołująca. Może komuś nawet da nadzieję, pozwoli poradzić sobie z wyrzutami sumienia, jakim to okropnym dzieckiem jestem. Bo nie chodzi o to by kogoś winić, oskarżać, oceniać tych którzy np. szukają opieki bo sami nie dają rady. Wiadomo, bywają i patologiczne sytuacje, gdy bliski staje się "kłopotem". Ale może właśnie dlatego warto rozmawiać, by nie było w nas takiego chłodu, takiego zakłamania, ignorowania innych, czy też skrywania własnych emocji. Chodzi właśnie o to, byśmy póki jeszcze mamy czas, zadbali o to, żeby nikt nie czuł się samotny, by dawać siebie, swój czas, drobne gesty, by mówić, by słuchać, by jak najwięcej przestrzeni naszego życia było wypełnione relacjami. By być szczerym wobec siebie, nie udawać, nie robić z siebie męczennika, nie licytować kto ile... Bo może przyjść taka chwila że będziemy żałować że tego było zbyt mało. I zostanie w nas gorycz, rozżalenie. A schemat się powtórzy znowu. I znowu.
Jak wyobrażamy sobie starość? Jaki sami mamy stosunek do starszych. Niby można to czytać niezależnie od wieku, ale pewnie ludzie po 40 będą odbierać to mocniej, bardziej intensywnie.
Oni chyba mocniej już myślą o przyszłości jeżeli nie swojej, to rodziców i może doświadczają lęków, cierpienia, tęsknoty, ale i bezradności, masy emocji, z którymi poradzić sobie wcale niełatwo.
Choć pozornie tak prosta, to mądra i poruszająca coś ważnego opowieść.
Dziękuję za tą książkę Panie Jakubie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz