A na razie kontynuuję przygodę czytelniczą z Arto Paasilinnem. Po "Las powieszonych lisów" (kliknij a przeczytasz co napisałem) stwierdziłem, że trzeba odgrzebać na półce książkę, którą kiedyś otrzymałem i trochę o niej zapomniałem. "Rok zająca" ma w sobie chyba jeszcze większą dawkę dość absurdalnego humoru i połyka się to nawet szybciej i przyjemniej. Nawet nie za bardzo wiem do czego to porównać, bo choć może kojarzyć nam się to z humorem czeskim, to jednak klimat jest ciut inny (i nie chodzi jedynie o temperaturę). Bohater nie jest tak podporządkowany losowi jak np. Szwejk, on po prostu w którymś momencie postanowił płynąć "pod prąd". Uznaje bowiem, że dotychczasowe życie go znudziło, z żoną od dawna się nie dogaduje, w pracy dziennikarza już niewiele go kręci. Może by więc tak po prostu wybrać życie tułacza, nie przejmując się tym co będzie jutro?
A impulsem do tego stało się jedno, wydawałoby się mało znaczące zdarzenie - gdy z kolegą jechali na kolejne zlecenie, potrącili zająca. Kaarlo Vatanen postanowił wysiąść, sprawdzić co się z nim stało i się nim zaopiekować, a kolega zniecierpliwiony pojechał dalej. Nie pozostało nic innego jak spędzić noc w lesie. A skoro jedna okazała się taką odmianą w jego życiu, dała mu jakiś oddech, po niej nastąpiły kolejne przygody.
Przecież nikt mu nie zabroni sprzedać łodzi, którą kiedyś kupił pod wpływem impulsu i żyć z tego przez jakiś czas. A jak kasa się skończy? Cóż... To będzie pracował. W końcu to też jakaś odmiana, jeżeli widzisz efekty swojej pracy, a przy okazji sam decydujesz kiedy ją zaczynasz, kiedy kończysz. I co zrobisz z kasą. Może pić tydzień, a możesz rozdać, bo czemu by nie...
Facet podróżujący przez północną Finlandię z zającem, na widok którego miękną wszystkie serca - no czyż nie brzmi to dziwnie? Nawet nie będę próbował Wam streszczać wszystkiego, bo też odebrałbym frajdę. Gość jest szczęśliwy, ma w sobie spokój, sam decyduje komu pomaga, komu zaufa, gdzie pójdzie i jak się okazuje, że na północy jakoś nie budzi to zdumienia. No, może wśród mundurowych, bo ci wciąż trochę bardziej tkwią w schematach co wolno, co wydaje się normalne a co nie. A jemu bliżej do zwierząt i natury niż do ludzi, choć może po prostu go męczą sprawami, które wydają się już go zupełnie nie interesować...
Gdy na koniec możemy zobaczyć całą listę zarzutów wobec bohatera, możemy postukać się jedynie w głowę, ale przecież tak to trochę funkcjonowało. Nie mogłeś sobie ot tak uciec, bo jak tylko wyszedłeś z głuszy, zaraz cię spytają czemu porzuciłeś żonę, dom, pracę i z podejrzliwością będą się przyglądać wszystkiemu co robisz, jak wyglądasz...
Napisane to było zdaje się w latach 70, ale nie straciło na uroku.
Humor - moim zdaniem bardzo spodobałby się tym co lubią czeskie klimaty - jest w tym cudowny absurd, obśmianie sztywności zasad i pochwała prostej filozofii życiowej. A sposób radzenia sobie z zakazami poprzez wytrych, którym jest zając, którego prawo jakoś nie przewidziało, po prostu cudny :)
Niby proste ale ma w sobie też jakiś urok. Nie chodzi bowiem jedynie o szalone przygody, o humor, ale i obecną tu nostalgię, poszukiwanie spokoju, którego ludziom zwyczajnie brakuje. Pytając siebie: czemu nie jestem szczęśliwy, może potrzebują jedynie jakiegoś impulsu by coś radykalnie zmienić. Na przykład spotkanego zająca. A potem po prostu trzeba iść zdając się na serce i na instynkt, nie przejmując tym co będzie jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz