czwartek, 9 stycznia 2025

Dziewczyna z igłą, czyli świat bywa okrutnym miejscem

Scenariusz inspirowany jedną z najgłośniejszych tragedii XX-wiecznej Danii, może i nie zaskakuje, ale na pewno poraża pesymizmem wizji. Magnus von Horn od strony wizualnej zrobił wszystko by jeszcze bardziej to pogłębić. I to robi wrażenie. Wręcz wbija w fotel. Oglądanie tego jawi się jakimś masochistycznym aktem, od pewnego momentu wiemy już bowiem, że będzie jedynie gorzej.


Trudno mi jednak odpowiedzieć na pytanie czy bym ten film polecił, uznał go za szczególnie ważny. Nie stanowi żadnego przełomu. Na pewno jest bardzo sprawny, konsekwentny w realizowaniu pewnej wizji. To nie jest nawet kwestia estetycznych preferencji, czy wrażliwości, a może raczej oceny na poziomie: czy to jest coś nowego. I moim zdaniem nie bardzo. Jak na współczesne kino, oczywiście jest skrajnie odmienny. Ale przecież w historii kina takie obrazy beznadziei dla tych, którzy znaleźli się na dole drabiny społecznej, widzieliśmy już nie raz. Brak zasad moralnych, bieda, determinacja by naiwnie czepiać się każdej cząstki nadziei, bezwzględność, pokazane w realiach mrocznego miasta, wyziewów z fabryk, brudu, używek, w czarno białych barwach, w ponurych klimatach, w sumie nie powinno aż tak bardzo zaskakiwać. Może było to coś nowego, gdyby upierać się przy tym, że tak gdzieś jest obecnie, ale odniesienie do historii, do lat 20 XX wieku, to diagnoza która ma temperaturę co najwyżej letnią.



Mamy więc bohaterkę, której mąż jest na wojnie i od roku nie ma od niego żadnego sygnału, potem pojawia się ale jako inwalida wojenny. Tymczasem ona przeżyła krótkotrwały romans z dyrektorem szwalni, w której pracowała. W efekcie jak możemy się domyślać, została bez pracy, bez mieszkania, bez perspektyw, za to z dzieckiem w drodze. Jako jedyną nadzieję dla siebie dostrzega w przyjęciu pomocy od starszej kobiety, która nielegalnie pomaga dziewczynom w takiej sytuacji jak ona. Przekazują jej dzieci, a ona obiecuje im że zapewni im dobrą przyszłość w rodzinach dobrze sytuowanych, a nie mogących doczekać się potomstwa.

Aktorsko - świetnie, za zdjęcia, za klimat (dawną Kopenhagę grają m.in. Łódź, Wrocław i zdaje się Bystrzyca Kłodzka) duże brawa. A jednak sam film nie tylko nie wzbudza we mnie zachwytu, ale i jakoś nie jestem skłonny za bardzo go polecać. Nie tylko dlatego, że ze względu na wrażliwość niektórych widzów może być trudny w odbiorze, ale ze względu na to, że trudno mi odpowiedzieć na pytanie po co powstał, co niesie ze sobą. Przepraszam, ale nie kupuję dość prostackiego doszukiwania się porównań do sytuacji kobiet w Polsce, które muszą walczyć o prawo do aborcji. Jeżeli ktoś lubi ponure baśnie, zapraszam - pewnie w tym roku nic lepszego nie zobaczy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz