Punktem wyjścia jest prośba do prawniczki, która wciąż jest na początku swojej samodzielnej kariery, by pomogła w spełnieniu pewnego marzenia. Otóż gość, przed którym drży tyle tysięcy ludzi, a setki na jego skinienie są gotowi zabijać, w głębi serca czuje się... kobietą. Chce odciąć się od tego co było dotąd i zacząć nowe życie. Tylko czy będzie potrafił to on sam, czy pozwoli mu na to przeszłość.
Od tego momentu jednak wszystko się zmienia. Chcąc zmienić swoje życie, choć urządza je dzięki kasie, którą wcześniej zarobił, próbuje również naprawiać krzywdy jakich doświadczali ludzie przez kartele. Może jednak powinienem pisać od tego momentu ona? Czy jednak od początku tak właśnie go traktować, mimo że miał żonę i spłodził dwóch synów. Stała się kobietą i to ich punkt widzenia teraz będzie mieć w sercu i głowie. Dom, rodzina, wrażliwość na krzywdę, empatia. Przeskok jakby na zupełnie inny kontynent. Jej słabością jednak jest jej dawana rodzina - choć nie kocha byłej żony, to szanuje ją jako matkę synów, chce mieć ich wszystkich blisko, nie przyznając się jednocześnie do swej dawnej tożsamości. Tworzy złotą klatkę, zapominając o tym, że nie każdemu musi być w niej wygodnie.
Streszczając w ten sposób fabułę nie mogę się oprzeć wrażeniu, że sporo w tym moich uproszczeń. Nie chodzi tu bowiem jedynie o opowiadaną historię, czy nawet o decyzje podejmowane przez postacie, konsekwencje jakie z nich wypływają. One oczywiście posuwają wszystko do przodu, budują jakieś emocje. To co jednak jest siłą tego filmu to na pewno te muzyczne kontrapunkty, gdzie nagle wszystko wybucha siłą bomby atomowej, ale i jakaś mocna kobieca energia bijąca z ekranu. Niby w tle są pieniądze i dzięki nim można wiele zmienić lecz ważniejsza wydaje się więź, przyjaźń, jakaś solidarność, wiara w to, że możemy razem realizować marzenia. Ja pomogę tobie, a dzięki temu będę również miała z tego swoje korzyści. Wiara w dokonanie niemożliwego. Tak jak początkowo nierealna jest operacja i cały ten pomysł. A potem gdy widzimy, że to się dokonało, przekonanie że przeszłość można naprawiać, choćby poprzez oddanie ciał bliskim, pozwolenie im na dopełnienie żałoby. Czy wiara naiwna? A może nie do końca. Przecież nawet porażka może stać się pozytywną legendą dla innych, dawać im siłę i nadzieję.
To tak jakby ktoś motywy telenoweli z Ameryki Południowej, połączył z kinem gangsterskim, a w to wszystko wrzucił queer i zabawił się elementami musicalowymi. Mieszanka iście wybuchowa! Świetnie zagrana (w Cannes nagrody równorzędne dla całej czwórki aktorek, choć prym na ekranie wiodą trzy), magnetyczna, nawet jeżeli na logikę mocno pokręcona. No i te piosenki. O korupcji, o nierównym traktowaniu kobiet, o przemocy, o wściekłości, żalu, tęsknocie. Naprawdę petarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz