wtorek, 21 stycznia 2025

Kiedy nadchodzi jesień, czyli nie oceniaj zbyt szybko

Najnowszy film Françoisa Ozona rozpoczyna się niczym sielankowa opowieść rodzinna - oto starsza Pani czeka na przybycie swojej córki i wnuka, szykuje im posiłek, cieszy się na ich wizytę i nie może się doczekać. Choć nie ma tyle siły co dawniej, by dbać o swój ogród, wciąż jest aktywna, cieszy się drobnymi przyjemnościami, ale obecność bliskich dałaby jej dużo więcej szczęścia w życiu upływającym jakoś tak szybko. Na co dzień ma jedynie przyjaciółkę, której syn właśnie warunkowo wyszedł z więzienia, stara się ich wspierać. Co więcej można robić na wsi? Zostaje kościół, może knajpa, ale ile można, prawda? Zostaje samotne siedzenie w domu.

Wizyta córki ma wszystko zmienić, bo wnuk zostanie przynajmniej na część wakacji. Niestety wizyta szybko się kończy, bo okazuje się, że córka zatruła się przyrządzonymi grzybami i mało brakowało by się przekręciła. Po tym, i tak niezbyt ciepłe relacje stają się chłodne niczym lód.
Wciąż jednak nie do końca rozumiemy dlaczego, dopiero krok po kroku ujawnia nam się sekret z jej przeszłości, który zdaje się miał mocny wpływ na córkę. Czy to jak zarabiała na utrzymanie może być tak ważne by rzutowało na całe dalsze życie, by przekreślić wszystko, przykleić etykietkę i nie dać drugiej szansy?

Wszystko zaś zaczyna się sceną czytania w kościele o Marii Magdalenie, której Jezus borni przed zgorszeniem i złymi językami. Ale to nie jedyna rzecz, która może tu oburzać tych, dla których moralność musi być biała niczym śnieg i nie tolerują żadnych szarości. François Ozon wydaje się zaś  chyba na tych szarościach budować całą historię. Przecież można skończyć z czymś, nawet nie tyle się tego wstydząc, co po prostu uznając że to jakimś zamknięty etap, można starać się być po prostu dobrym dla innych, uznając że tym co się robiło nikogo się nie skrzywdziło albo że się poniosło tego konsekwencje. I co? Nie ma drugiej szansy? A może jednak kładąc na wadze jakieś zło, trzeba patrzeć czy przypadkiem jego napiętnowanie nie przekreśli jakiegoś dobra? Może czasem warto odpuścić, właśnie czynienie dobra uznając za wystarczającą odpłatę?

Nie dostajemy odpowiedzi wprost - czy to był przypadek, czy jednak premedytacja i kto w tym wszystkim najbardziej pragnął takiego finału, sami musimy pokombinować i dokonać pewnych ocen moralnych. A może zastanowić się czy nie podejmujemy ich zbyt pochopnie?

Chyba właśnie dlatego ten film może się podobać, bo zaskakuje. Niby jest wypełniony zwyczajnym życiem, zmusza nas jednak żebyśmy wyszli trochę ze swojej strefy komfortu. Jakie decyzje my byśmy podjęli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz