poniedziałek, 25 września 2017
Planeta małp, czyli gdy remake jest słabszy od oryginału sprzed lat
Nie jestem fanem serii, oglądałem tylko te wczesne produkcje i nawet gdy byłem dzieckiem jakoś nie zrobiły ogromnego wrażenia (choćby takiego jak Star Wars), ale skusiło mnie nazwisko Burtona, którego uważam za jednego z ciekawszych reżyserów, z własnym stylem, oryginalnego.
Okazuje się, że mając materię już przygotowaną i pewnie do tego jeszcze wymagania producentów, ciężko stworzyć coś własnego. Wiadomo, że remake to nie jest okazja do opowiadania czegoś na świeżo, tylko unowocześnienia i sprzedania produktu raz jeszcze, z twarzami, które dla widza są atrakcyjne. Tu tę rolę mieli spełniać Mark Wahlenberg, Tim Roth i Helena Bonham Carter. Ale o ile Roth w kostiumie małpy i w roli nienawidzącego ludzi generała jest dobry, to kostium dla Bonham Carter jest beznadziejny, a Wahlenbergowi nie pomaga nawet to, że gra bez kostiumu. Ech, jaki to jest słaby film.
Aż się nie chce wierzyć, że przy takich technologicznych możliwościach, wszystko sprawia wrażenie tak żałosne. Nawet kostiumy - w niektórych przypadkach bardzo dobre, a w innych aż śmieszne, tak mało przypominające zwierzęta.
Ten film może mógłby się podobać dzieciom, bo jego fabuła jest prosta niczym budowa rury od odkurzacza. Na statku kosmicznym prowadzone są m.in. badania nad inteligencją małp, traktuje się też jako króliki doświadczalne i choć niektórzy ludzie bardzo przyjaźnią się ze swoimi podopiecznymi, nie specjalnie ktokolwiek przejmuje się ich losem w razie wypadku. Gdy jedna z małp zostaje wysłana do zbadania burzy magnetycznej i znika z pola widzenia, jej opiekun postanawia jednak polecieć na jej poszukiwania. Sam pada ofiarą dziwnych zjawisk czasoprzestrzennych i w efekcie ląduje na planecie kilkaset lat później. Ze zdumieniem odkrywa, że ludzie mają tu status niewolników, a rządzą... małpy. Niby nie chce zostawać, ale jakoś tak samo wyszło, że zaczyna pomagać "rebeliantom", czyli tym, którzy chcą uwolnić się spod władzy futrzastych. Trochę biegania, walk, finalnego zamieszania, ale żeby to robiło wrażenie...
Strata czasu. I teraz się zastanawiam nad tymi nowszymi produkcjami, bo podobno dużo lepsze, ale cholera, czy tu ważna jest jakaś chronologia? Ktoś mnie uświadomi? Zwiastuny sprawiają wrażenie, ze nie będzie taka bajeczka przewidywalna jak u Burtona, więc może warto...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tę wersję ominęłam szerokim łukiem po samym trailerze :) Sama fanką starej serii nie jestem, za już tę nową bardzo lubię. Nie są to na pewno arcydzieła, ale jednak dobre filmy rozrywkowe i dobrze się je ogląda w kinie. I tak, należy je obejrzeć w kolejności, czyli zacząć od Genezy, potem warto zobaczyć dwa krótkie klipy na yt (rok po epidemii i 10 lat po niej), następnie Ewolucja i Wojna.
OdpowiedzUsuńo widzisz, od razu jestem mądrzejszy. Spróbuję do końca roku obejrzeć i podzielić się wrażeniami. Dzięki!
Usuń