wtorek, 24 stycznia 2017

Dobranoc, Auschwitz - Aleksandra Wójcik, Maciej Zdziarski, czyli nie ma ucieczki

Pierwsza przeczytała Dorota, więc ona ma pierwszeństwo.



Aktywni, zaradni, przedsiębiorczy, energiczni można by rzec o bohaterach książki  „Dobranoc Auschwitz” autorstwa  Aleksandry Wójcik i Macieja Zdziarskiego.
Niejedna osoba czytając tę książkę może pomyśli, że oni  poradzili sobie z tym traumatycznym wydarzenie jakim był pobyt w Auschwitz. Nie są przecież załamani, bez chęci życia, w depresji. Pomyślimy, że to było tragiczne, ale tylko jedno wydarzenie w ich życiu, ale przecież mają je już dawno za sobą. Przecież upłynęło ponad siedemdziesiąt lat, tyle innych zdarzeń miało miejsce – szczęśliwych, a także przykrych.

Jednakże nic bardziej mylnego, Ci ludzie mają po 70-90 lat, a Auschwitz przez cały czas  jest w centrum ich życia, można by rzec , że nadaje sens ich życiu.
Żyją dla Auschwitz, a Auschwitz żyje w nich.  Jedna z bohaterek patrząc na swoja wnuczkę myśli, że ona nie dała by sobie rady w Auschwitz, kolejny zabiera swoje dzieci  na wycieczki do obozu, na grobach chcą mieć wygrawerowane „były więzień Auschwitz”, dużo czasu spędzają we własnej grupie (nawet licytują się kto więcej doświadczył cierpienia), spotykaja się też z innymi ludźmi (spotkania, wycieczki) relacjonując swoje wspomnienia z Oświęcimia, bądź podejmując walkę o przywrócenie prawidłowego nazewnictwa obozów – „niemieckie obozy zagłady” na terenie Polski ( zamiast „polskie obozy zagłady). Auschwitz i upamiętnienie go są najważniejsze często ważniejsze niż własna rodzina.
            I to był dla mnie najbardziej dramatyczny i wartościowy przekaz tej książki. Pokazanie, że od Auschwitz nie ma ucieczki. Czy to się nam podoba czy nie.
            Historia obozowa ciągle przenika nasze życie, dotyka kolejnych pokoleń. Z jednej strony można powiedzieć już dosyć tych opowieści , dosyć tych historii.
Z drugiej strony ja uważam, że te świadectwa ostatnich żyjących są potrzebne. Po co ? Żeby nie zapomnieć, żeby tego nie zdewaluować, sprowadzić do nic nie znaczącego hasła. Żeby przywrócić twarze setkom tysięcy, milionom osób -  Żydów, a także Polaków, Rosjan, Cyganów (oraz innym nacjom), które zginęły w Auschwitz i innych niemieckich obozach koncentracyjnych i obozach zagłady w Polsce, Niemczech, Austrii, Czechach
W książce tej nie ma wielu dramatycznych opisów, te relacje są dość chłodne emocjonalnie, aż czasem ciarki przechodzą po plecach np. po słowach –  „miałem szczęście, ze trafiłem do Auschwitz”. W tek książce nie ma też bohaterstwa, są za to ludzie, którzy chcą przeżyć. I to powoduje, ze ta opowieść przemawia do mnie
Gdy czytałam tę książkę, towarzyszyło mi niekiedy przekonanie, które było także obecne podczas oglądania filmu Roberto Benigniego „Życie jest piękne”, że nic nie było takie jakie widzimy. Bo ogromu tej tragedii nie jesteśmy w stanie pojąć.
Dziękuję autorom, że mogłam poznać historie Lidii Maksymowicz Józefa Paczyńskiego, Marka Godlewskiego, Karola Tendery, Stefana Lipniaka.
DJK

Wypadałoby dorzucić kilka zdań do tego co napisała Dorota. Rzeczywiście, jeżeli ktoś bał się jakiejś strasznie ciężkiej lektury, może się zdziwić, bo "Dobranoc, Auschwitz" czyta się błyskawicznie i nie powoduje to jakoś wielkiego ciężaru na sercu. Może wzruszenie. Nie jest to bowiem opowieść jedynie o przeszłości, ale chyba nawet bardziej o życiu z pamięcią przeszłości. Jednym się o niej opowiada łatwiej, innym trudniej. Dla każdego z nich jest jednak bardzo ważnym doświadczeniem, z którym musieli sobie poradzić, które wciąż w nich tkwi. Przecież szukają ze sobą kontaktów, spotykają się, organizują dla siebie nawzajem pomoc nie dlatego, żeby wiązała ich jakaś mocna więź przyjaźni. To wspólna pamięć o obozie, przeżycie niewyobrażalnego, sprawia, że czują się sobie bliżsi. Niesamowita była dla mnie tu postać lekarki, która prowadziła przez wiele lat przychodnię dla byłych więźniów Auschwitz, organizowała dla nich spotkania, pielgrzymki. Dzięki Alicji Klich-Rączce tak naprawdę ta książka mogła powstać, bo to ona ułatwiała dotarcie do poszczególnych osób. 
Wartość tej książki widzę nie tylko w tych migawkach z przeszłości, wspomnieniach, ale również w tych chwilami gorzkich obrazkach ze współczesności. Jak ciężko tym schorowanym , starszym ludziom dziś wiązać koniec z końcem, jak przez lata byli pozbawieni wsparcia, trochę zapomniani. Tym, którzy potrafili zawalczyć o swoje, najgłośniejszym, się udawało. A reszta? A jest ich przecież coraz mniej. I tym bardziej powinniśmy się starać każdego uważnie wysłuchać. Ich świadectwo jest bardzo cenne. Za chwilę może przeważą w przestrzeni publicznej głosy, że lepiej dzieciom nie fundować takich obrazów, wspomnień, może i pamięci o obozach koncentracyjnych (patrz wspomniana tu sytuacja z kontrowersją wokół hymnu szkoły w Brzezince). Powinniśmy sobie zadawać pytanie jak opowiadać o Auschwitz, ale nigdy nie powinniśmy zapominać. 
R
Przy okazji dwie rzeczy:
1. Uwalniam ten tytuł. Jeżeli tylko macie ochotę go przeczytać zgłoście się tu: 
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2017/02/wedrujaca-ksiazka-czyli-dobranoc.html
2. Zajrzyjcie koniecznie też na stronę ciekawego projektu:
http://jakbylonaprawde.pl/

3 komentarze:

  1. Bardzo bym chciała tę książkę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy dosyć takiej literatury...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry wpis. Masz rację powinniśmy pamiętać o tych okropnych wydarzeniach choćby ku przestrodze. Laktura wygląda na bardzo emocjonującą :)

    OdpowiedzUsuń