Nieustraszona muszę przyznać, że trochę mnie rozczarowała. Na plus na pewno rola debiutującej Manal Issa w roli Liny, imigrantki z Libanu, ale mam wrażenie, że pisząc scenariusz ktoś się tu trochę pogubił. W efekcie ten film nie do końca wiadomo o czym jest - wszystkim po trochu, ale niewiele w efekcie zostaje w głowie.
Dramat dziewczyny, która przybyła do Francji, by zmienić swoją przyszłość, marząc o studiach, o jakiejś szansie dla siebie, a los rzuca jej kłody pod nogi. I owszem. Zadbano o to by historia zaczęła się od molestowania przez wujka, u którego mieszka, a potem idziemy przez ucieczkę z domu, spanie na ulicy, tułanie się po domach znajomych, kradzieże, poszukiwania pracy, problemy ze zgodą na pobyt.
Tyle, że nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście to państwo francuskie jest tak naprawdę winnym tego, że dziewczyna się tak tuła. Jest rozbrajająco nieporadna - nie potrafi poruszać się w zawiłościach prawa (nie wiedziałam jest raczej kiepską wymówką), lgnie do facetów, mimo wcześniejszych zranień, niby jest nieufna, a mimo to błyskawicznie przejmuje styl życia ludzi, którzy ją akceptują. Byle przetrwać.
Jedynym jej fundamentem, który jest jej, który wydaje się trwały, są zajęcia z historii sztuki współczesnej, z literatury (choć miała studiować ekonomię), ale nawet tu nie do końca jesteśmy pewni, czy to jej prawdziwe zainteresowania, czy może jednak spodobał się jej ktoś z wykładowców. Lina ma w ustach dużo sloganów o wojnie w swoim kraju, o pragnieniu wolności, studiowania, ale większość z tego nie do końca pokrywa się z prawdą. Jest niczym gąbka, która chłonie w siebie płyn do którego się ją wrzuci, wszystko dla niej jest nowe, obce. Wydaje się to aż nieprawdopodobne. Ale może to tylko moje odczucie.
Rozumiemy czemu nie chce wracać, ale twórcom nie udało się moim zdaniem wypełnić tej postaci jakimiś pragnieniami (oprócz bezpieczeństwa i stałości), marzeniami, tak byśmy wiedzieli w jakim kierunku zmierza, na czym jej zależy.
W głowie pozostały mi jedynie dwie ładne sceny: przytulenie do umierającego ojca i uśmiech na koniec.
Nie jestem fanem francuskiej kinematografii, czasem obejrzę. Ale nie mam wcale pewności, że do 13 lutego będę miał czas. :D Tak więc na razie nawet nie interesowałem się czy jest tam coś ciekawego dla mnie, bo po co się stresować? :D
OdpowiedzUsuńTen film, z twojego opisu nie brzmi nierealistycznie. W zawiłościach prawa niewielu potrafi się poruszać, także mieszkańców danego kraju tym bardziej obcokrajowców. Przejmowanie stylu życia tych, którzy ją akceptują, jest jak najbardziej wiarygodne. Fakt, że pakuje się w kłopoty i nie jest w stanie żyć "normalnie" też nie jest specjalnie dziwne... Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do nienormalnego życia, trudno mu wytrzymać w normalnym życiu, bo nie wie jak się poruszać, niepewność, lęk, spodziewanie się, że zaraz coś pierdzielnie z przytupem, więc na wszelki wypadek lepiej...
Miała studiować ekonomię? A może to mit o tym, że jak będzie studiować ekonomię to będzie miała lepszą przyszłość?
Marzenia i pragnienia to przywilej, nie każdemu dany. Znasz piramidę potrzeb Masłowa? Marzenia i stawianie celów jest na samym szczycie - najważniejsze jest mieć co jeść, gdzie spać i mieć poczucie bezpieczeństwa. Przed marzeniami jest też potrzeba miłości i przynależności do jakiejś grupy (akceptacji). To, że lgnie do facetów mimo wcześniejszych zranień też nie jest jakieś dziwne. Może ma PTSD? A może film jest naprawdę kiepski. Ty film oglądałeś, nie ja. Zastanów się tylko jak wiele projektowałeś ze swojej bezpiecznej codzienności na osobę, która uciekła przed wojną i znalazła się w obcym kraju. To nie jest emigracja ekonomiczna. Tak, nawet jeśli mówi, że chce lepszego życia, nie znaczy to, że jest w stanie sobie z tym poradzić i o to zawalczyć.
o tych zawiłościach prawa i absurdach systemu wiem, ale raczej chodziło mi o to jak zostało pokazane jej postępowanie wobec nich - tak jakby budziła się z jakiegoś snu w ostatniej chwili, jakby kompletnie nie myślała o konsekwencjach swoich różnych decyzji. Gdy czytam to co napisałeś, myślę, że może trochę za ostro o różnych rzeczach napisałem, ale pamiętaj, że to odczucia, a nie analiza :) Tak zawsze traktuję swoje notki - jako sposób na zapisanie swoich refleksji, najlepiej zaraz po obejrzeniu filmu. Tu zaszła ciekawa sytuacja, bo historia, która przecież mogła się zdarzyć w połączeniu z tą bohaterką, jej nieufnymi spojrzeniami, lepkością do tych, którzy okazali jej życzliwość, wzbudziła we mnie takie odczucie, że coś mi tu nie gra, że nie jest autentycznie. Może po prostu czegoś zabrakło, zbyt to wszystko było wymieszane - chwile gdy niczym dzikie zwierzę uciekała, przerażenie przez chwilę, że nic nie ma, a potem znowu życie z dnia na dzień, bez refleksji, że w ten sposób nie poprawia swojej sytuacji. Nie potrafię tego lepiej wyjaśnić. Wojna. To ona w którymś momencie mówi, że kłamie o wojnie, bo tak naprawdę nie przed nią ucieka, a przed kłótniami między rodzicami. Dużo w niej takich sprzeczności, które nie do końca mi grają, ale to nawet nie wina aktorki, a raczej właśnie scenariusza.
Usuńpozdrawiam
a do zajrzenia na strony festiwalowe namawiam