Najwyżej z tego pakietu stawiam rumuński Egzamin. Ale może dlatego, że ostatnimi laty miałem szczęście do kilku bardzo dobrych obrazów z tego kraju i z ciekawością wypatruję każdego kolejnego. To kino surowe, ale bardzo prawdziwe, poruszające ważne problemy. Jeżeli ktoś lubi rzeczy takie jak u nas kręciło się w latach 70-80, to zachęcam, by porównał je właśnie z obrazami rumuńskimi. Tyle, że u nas wtedy nie można było mówić wszystkiego, a oni mają luksus, że szczerze mogą opowiadać o wszystkim. Mamy więc powszechną korupcję, akceptowanie "lewizny", kapitalizm, który dobija biedniejszych, elity, w których są zarówno normalni bandyci, jak i ludzie na stanowiskach. Czy można w tym kraju żyć uczciwie? Przecież każdy, prędzej czy później jest zmuszony do poproszenia o jakąś przysługę, czy też od wręczenie "podziękowań" - nawet jeżeli nie robi tego dla własnego zysku, to przecież musi to robić dla bliskich. Te dylematy i kompromisy do jakich czują się zmuszeni ludzie są tu na pierwszym planie. Znany i szanowany lekarz, próbuje pomóc swej córce wyrwać się z kraju, załatwić jej studia za granicą - warunek jest tylko jeden: musi mieć same piątki z matury.
Fabularnie - duży minimalizm, emocjonalnie i intelektualnie - po prostu uczta.
Uwielbiam takie filmy.
Toni Erdmann premierę będzie miało lada dzień i wchodzi na ekrany z mianem największego przeboju festiwalu w Cannes. Nie do końca rozumiem te zachwyty, bo chwilami w tym obrazie sporo dla mnie dłużyzn i dziwactwa, ale doceniam jego oryginalność. Żeby było śmieszniej, znowu pojawia się w nim Rumunia, choć trochę z innej perspektywy.
Ines jest kobietą sukcesu, każdego dnia walczącą o swoją karierę, o to by jej wysyłki zostały zauważone. Byle szczebel wyżej i nieważne jakim kosztem. Nie ma specjalnie czasu dla rodziny, wciąż pod telefonem, nawet czas na przyjemności dawkuje sobie w sposób planowany - wszystko musi być pod kontrolą. Jej ojciec ma zupełnie inne podejście do życia. Jest luzakiem, typem hipisa, dla którego pieniądze nie mają specjalnego znaczenia, uwielbia głupie żarty, rozmawiać z ludźmi i marnotrawić czas. Kompletne przeciwieństwo córki.
Jak więc zdobyć jej uwagę, sprawić, by jak za dawnych lat chciała spędzić z nim trochę czasu, otworzyć się, a nie jedynie przewracać oczami z zażenowania. Winfried robi niespodziankę córce i zjawia się w Bukareszcie, gdzie wysłano ją, by rozkręcała interesy firmy. To co wyprawia, by wreszcie nie myślała jedynie o pracy, to naprawdę jazda bez trzymanki.
Niby to komedia, choć raczej z tych mniej zabawnych - to humor dość absurdalny, abstrakcyjny, a myśląc cały czas o tym po co mężczyzna to wszystko robi, o ich relacjach, wcale nie jest nam tak bardzo do śmiechu. Czy rzeczywiście te nasze światy i wartości tak bardzo się rozjeżdżają? Siłą tego filmu jest nie tyle scenariusz, ale kreacje aktorskie. Szczególnie Peter Simonischek jest rozbrajający w roli nieudacznika udającego człowieka z ambasady.
"Ostatni będą pierwszymi" to jeszcze inna bajka. Niby kryminał, ale niewiele się w nim dzieje. Niby wątki dramatyczne, ale to wszystko okraszone jest sporą dawką czarnego humoru. Samo zestawienie dość zaskakujących charakterologicznie postaci napędza tu naszą ciekawość: tajemniczy mężczyzna, który twierdzi, że jest Jezusem, para dziwaków, którzy najwyraźniej uciekli z jakiegoś ośrodka dla psychicznie chorych, dwóch brodatych twardzieli, którzy wydają się zdolni do realizacji każdego zlecenia... I nieduże miasteczko, w którym każdy obcy natychmiast wydaje się podejrzany.
Wszystko jest w tej historii jakby na odwrót. Ci którzy wydają się groźni, nagle okazują się barankami, a słabi i narażeni na niebezpieczeństwa, twardzi niczym stal. Chwilami jest zabawnie, w innym miejscu jak najbardziej na serio. Przypominało mi to serial, którym się zachwycałem: Mały Quinquin, tyle, że tu jednak nie ma aż takiej groteski. Drugie skojarzenie to przedziwna powieść Jo Nesbo "Krew na śniegu" z zawodowym mordercą wrażliwcem.
Duże brawa za dobór głównych bohaterów i za poprowadzenie tych postaci w bardzo zaskakującym kierunku.
Po prostu coś innego :) Jeżeli szukacie czegoś trochę wyłamującego się ze schematu sensacyjno-kryminalnego, to ten film może Wam się spodobać.
I wreszcie coś ze Stanów. Kino drogi, dramat o młodych ludziach bez oparcia w społeczeństwie, opowieść o inicjacji, dojrzewaniu, a jednocześnie krzyk buntu i wolności. Bohaterka ucieka z domu przed biedą, brakiem perspektyw, obowiązkami opieki nad rodzeństwem. Kusi ją swoboda z jaką żyje napotkana grupa młodych ludzi, jeżdżących po kraju i zajmujących się akwizycją. Nie wszystko okazuje się potem rajem, ale chyba nawet przez moment nie będzie żałować swojej decyzji. Woli ryzykować, dostawać po dupie, ale jednocześnie też żyć pełnią: kochać, wygłupiać się, korzystać z chwili.
Trudno nie zastanawiać się nad tym jacy za kilka lat będą ci młodzi ludzie, gdzie skończą - bo przecież to co wydaje im się wolnością i idealnym sposobem na realizację marzeń, to jedno wielkie kłamstwo.
Sporo tu scen bardzo ciekawych, może nie odkrywczych, ale na pewno poruszających, sporo jednak też zwyczajnej nudy, gdy różne wątki nie są kontynuowane.
Warto obejrzeć, ale to seans raczej dla cierpliwych.
Wpadłam, żeby Ci podziękować za polecenie filmu "Ostatni będą pierwszymi" - dziękuję :) Przeczytałam, sprawdziłam i okazało się, że we Wrocławiu grają go tylko w tym tygodniu (dosłownie: tydzień, dlaczego dystrybutor puszcza film do kin na tak krótko?? tego nie wie nikt). Jestem tym filmem zachwycona - kolorem, nastrojem, muzyką, tempem, postaciami - ileż tam jest wyrazistych twarzy, jak to jest zagrane! A na dwóch głównych bohaterów to mogłabym patrzeć godzinami ;)
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak cieszy mnie Twój wpis :) Czasem zastanawiam się czy moje notki komuś się przydają, czy ktoś się nad nimi uważniej pochyla, a tu proszę. Prawda, że film zupełnie inny? Obejrzyj Mały Quinquin, dużo bardziej groteskowy, ale z podobnym, niesamowitym klimatem. Albo choćby Zupełnie nowy testament. Fajnie, że są takie filmy, kompletnie niekomercyjne, inne
UsuńNo to cieszymy się oboje :)
OdpowiedzUsuń