sobota, 3 grudnia 2016

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, czyli nie to samo, ale zabawa przednia

Najpierw wrzutka dwóch notek na miejsce zakończonych konkursów lub jakichś przypominajek. Pamiętacie film Zodiak Finchera? To zajrzyjcie do krótkiej notki i napiszcie jakie były Wasze wrażenia. Pojawił się też wpis o o filmie dokumentalnym Putin forever?

A dziś Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Wszyscy potteromaniacy przeszczęśliwi, choć mam wrażenie, że to film w zupełnie innym klimacie, dużo bliższym komiksowym opowieściom Marvela. Tu już nie ma miejsca na staroświecki klimat brytyjskich zamków i miasteczek, wszystko nabiera tempa, jest na wskroś amerykańskie, nie tylko dlatego, że właśnie tam dzieje się akcja filmu. Jeżeli już pogodzimy się z tym, że oglądamy zupełnie inną historię, jedynie w ogólnych ramach nawiązującą do HP (czyli świat czarodziejów i mugoli, którzy o tym pierwszym nic nie wiedzą), to potem zabawa już jest całkiem fajna. 

Bohaterem filmu jest Newt Scamander (kapitalny, wciąż z lekkim zdziwieniem na twarzy Eddie Redmayne) – autor książki, którą czarodziej z piorunem na czole czytać będzie w szkole za 70 lat. 

Możliwość przyjrzenia się ekscesom tych, którzy później mają być wzorami dla młodych czarodziejów, nie ukrywam, że jest dość zabawne. Może i Dumpledor się pojawi w kolejnych odsłonach... Scamander przybywa do USA z walizą pełną niesamowitych stworzeń, bo wciąż nimi się opiekuje, zbiera je i oswaja. Jest ekscentrykiem, który nie bardzo myśli o konsekwencjach, a nie jakimś groźnym terrorystą, ale jego stworzenia nieźle narozrabiają w Nowym Jorku. Tam, w odróżnieniu od Europy, bardzo ściśle przestrzega się zakazu ujawniania się z czarami. Fabułę można by sprowadzić do gonitwy za stworzeniami, które zwiały z walizki i za próbą zlikwidowania czegoś bardzo mrocznego, co pojawiło się w mieście prawie w tym samym czasie.
Sporo tu humoru, bo kilka postaci jest naprawdę zabawnych, zachwycić się można efektami (nie tylko zwierzaki, ale i wizja NJ lat 30), znalazło się też miejsce na zmaganie się z ciemnymi mocami - podobieństw do serii z Harrym więc trochę się znajdzie. Nie ma jednak tej magii, tej atmosfery, bo mam wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko, iż widz nie zdąży się zaprzyjaźnić z tymi postaciami (brak choćby kogoś takiego jak zgredek, niuchacz niestety nie gada, choć jest sympatyczny), a połączenie dwóch silnych wątków sprawia chwilami wrażenie dość sztucznego. No i zbyt wiele tu jednak elementów przypominających bardziej SF niż magiczny klimat stworzony przez Rowling. Niby 70 lat wstecz, a Potter wydawał się bardziej oldschoolowy niż to co funduje nam się w Fantastycznych zwierzętach... Tych ostatnich jest sporo, ale chciałoby się jeszcze więcej! Czarów też ciut mało, są trochę efekciarskie, a samo zmaganie się z niesamowitymi stworzeniami chwilami przypomina klimaty z Jumanji niż np. z opowieści Hagrida. 

Jest inaczej i tyle.
Pewnie należałoby traktować to nie jako oddzielny film, ale jako wstęp do większej historii (ma być chyba rozpisana na 6 części), więc to trochę tłumaczy niedociągnięcia. Zresztą większość z nich wynika z porównań, od których nie potrafiłem się powstrzymać. Ale seans uważam za bardzo udany!



4 komentarze:

  1. Obawiam się, że to szóstej części nie dotrwa... Ale obejrzę chętnie tę pierwszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czemu tak wszystko rozbijają na wiele filmów, a potem (jak w Hobbicie) powielają te same pomysły po wielokroć

      Usuń
  2. Byłam w kinie tydzień temu i muszę powiedzieć, że nadal myślę o tym filmie jako o najlepszym jaki oglądałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zwierzęta robią wrażenie, ich kolory. A główny aktor jest idealnie dobrany do roli, widać jakby miał tajemnicę w sobie i ciekawość.

    Pozdrawiam, Lea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Redmayne też bardzo mi się podobał. Ze zwierzętami miałem jednak ciut niedosyt - chciałoby się, żeby ktoś o nich trochę opowiedział, żeby je bliżej poznać...

      Usuń