poniedziałek, 19 grudnia 2016
Obce matki i Burza przed ciszą, czyli trylogii kobiecej ciąg dalszy
I znów coś kobiecego, ale zupełnie z innej bajki. Czytadło obyczajowe, wcale jednak nie banalne, przesłodzone, czy łzawe, jak to najczęściej kojarzą nam się takie rzeczy. O pierwszym tomie trylogii pisałem tu: Siedem szmacianych dat
Teraz kolejne dwie książki cyklu. I uwaga - raczej nie polecam tego czytać pojedynczo, ważna jest ta kolejność, bo to historia, która jest po prostu rozłożona na trzy książki, bez specjalnych wyjaśnień, odwołań, w każdej z nich. Ale gdy już poznałeś początek, prawie pewne jest, że sięgniesz również po ciąg dalszy.
Pewnym zawodem w drugiej części jest, że w dużej mierze jest ona współczesną opowieścią o Adamie i jego przyjaciółce Toffi, która namówiła go na zajęcie się tą historią. Chłopak skończył studia, zakończył też lekturę pamiętnika z czasów wojny. Wie, że Magdalena nie żyje, ale chciałby bardzo poznać losy jej córki Juliany. Poszukiwania jej najmniejszych śladów, sprawdzanie wszystkich tropów, jeżdżenie z miejsca na miejsce, kolejne hipotezy (np. ta by szukać kogoś kto zajmował się ziołolecznictwem), stanowią prawie połowę treści książki. Dodajmy do tego huśtawkę emocjonalno-uczuciową Adama i Toffi. Niby im dobrze ze sobą, ale jedynie na krótką metę, potem zaczynają sobie działać na nerwy. Dziewczyna wydaje się coś ukrywać, a on wreszcie zrobi kroki ku usamodzielnieniu. Czytelnik niby z sympatią czyta o ich perypetiach, ale i tak czeka niecierpliwie na dalszy ciąg opowieści o Julianie. I doczekamy się!
Mamy więc opowieść o wyjściu z lasu, pierwszych napotkanych ludziach, którzy ukryli małą dziewczynkę i pomogli jej w podróży do dużego miasta. Potem tułaczka. Sierocińce, ulica, głód, znowu jakieś dobre dusze, które okazują życzliwość. Gdzie by nie trafiła, Juliana szybko się przywiązuje, ale jest też bardzo ostrożna - doświadczyła już nieraz tego, że musi uciekać, szukać nowego domu, że jej opiekunowie mają z jej powodu kłopoty. Te dwa kolejne tomy trylogii prowadzą nas przez blisko cztery dekady losów Juliany, ale podobnie jak w "Siedmiu szmacianych datach", świetne jest to, że to również opowieść o atmosferze tamtych lat, pokazanie jak zmieniał się nasz kraj. Od stalinowskiego zastraszania, przez nieśmiałe próby budowania czegoś własnego, zaradnością, pracą i sprytem, aż po lata 80, gdy już prawie nikt nie miał złudzeń, że państwo coś mu za darmo. Ewa Cielesz pisze jakby mimochodem o różnych wydarzeniach (np. w Gdańsku w roku 1970), nie wgłębia się w nie, ale też pokazuje ile one zmieniały, jak były ważne dla normalnych ludzi, miały wpływ na ich losy. I wreszcie sama historia: pełna dramatów, zakrętów, determinacji i siły wewnętrznej głównej bohaterki. Ani to romans, ani też jakaś bardzo skomplikowana książka psychologiczna - proste, prawdziwe emocje, trudne decyzje, radości, nadzieje i kryzysy. Samo życie. I to właśnie chyba podobało mi się tu najbardziej. Wciąga równie dobrze jak najlepsze kryminały.
Prawdopodobnie cała trylogia ładnie zapakowana trafi na licytację na WOŚP, bo co roku nasza grupka organizująca wymienialnię książek włącza się aktywnie w zbiórkę. Tak, że ten... Jak macie ochotę zapraszam do Piastowa. Jakby co to szczegóły na Półki do Spółki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chyba będę licytował...
OdpowiedzUsuńspodoba ci się :)
UsuńCudowna sprawa z ta licytacją :)
OdpowiedzUsuń