Najpierw wrzutka dwóch notek na miejsce zakończonych konkursów lub jakichś przypominajek. Pamiętacie film Zodiak Finchera? To zajrzyjcie do krótkiej notki i napiszcie jakie były Wasze wrażenia. Pojawił się też wpis o o filmie dokumentalnym Putin forever?
A dziś Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Wszyscy potteromaniacy przeszczęśliwi, choć mam wrażenie, że to film w zupełnie innym klimacie, dużo bliższym komiksowym opowieściom Marvela. Tu już nie ma miejsca na staroświecki klimat brytyjskich zamków i miasteczek, wszystko nabiera tempa, jest na wskroś amerykańskie, nie tylko dlatego, że właśnie tam dzieje się akcja filmu. Jeżeli już pogodzimy się z tym, że oglądamy zupełnie inną historię, jedynie w ogólnych ramach nawiązującą do HP (czyli świat czarodziejów i mugoli, którzy o tym pierwszym nic nie wiedzą), to potem zabawa już jest całkiem fajna.
Bohaterem filmu jest Newt Scamander (kapitalny, wciąż z lekkim zdziwieniem na twarzy Eddie Redmayne) – autor książki, którą czarodziej z piorunem na czole czytać będzie w szkole za 70 lat.
Możliwość przyjrzenia się ekscesom tych, którzy później mają być wzorami dla młodych czarodziejów, nie ukrywam, że jest dość zabawne. Może i Dumpledor się pojawi w kolejnych odsłonach... Scamander przybywa do USA z walizą pełną niesamowitych stworzeń, bo wciąż nimi się opiekuje, zbiera je i oswaja. Jest ekscentrykiem, który nie bardzo myśli o konsekwencjach, a nie jakimś groźnym terrorystą, ale jego stworzenia nieźle narozrabiają w Nowym Jorku. Tam, w odróżnieniu od Europy, bardzo ściśle przestrzega się zakazu ujawniania się z czarami. Fabułę można by sprowadzić do gonitwy za stworzeniami, które zwiały z walizki i za próbą zlikwidowania czegoś bardzo mrocznego, co pojawiło się w mieście prawie w tym samym czasie.
Sporo tu humoru, bo kilka postaci jest naprawdę zabawnych, zachwycić się można efektami (nie tylko zwierzaki, ale i wizja NJ lat 30), znalazło się też miejsce na zmaganie się z ciemnymi mocami - podobieństw do serii z Harrym więc trochę się znajdzie. Nie ma jednak tej magii, tej atmosfery, bo mam wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko, iż widz nie zdąży się zaprzyjaźnić z tymi postaciami (brak choćby kogoś takiego jak zgredek, niuchacz niestety nie gada, choć jest sympatyczny), a połączenie dwóch silnych wątków sprawia chwilami wrażenie dość sztucznego. No i zbyt wiele tu jednak elementów przypominających bardziej SF niż magiczny klimat stworzony przez Rowling. Niby 70 lat wstecz, a Potter wydawał się bardziej oldschoolowy niż to co funduje nam się w Fantastycznych zwierzętach... Tych ostatnich jest sporo, ale chciałoby się jeszcze więcej! Czarów też ciut mało, są trochę efekciarskie, a samo zmaganie się z niesamowitymi stworzeniami chwilami przypomina klimaty z Jumanji niż np. z opowieści Hagrida.
Jest inaczej i tyle.
Pewnie należałoby traktować to nie jako oddzielny film, ale jako wstęp do większej historii (ma być chyba rozpisana na 6 części), więc to trochę tłumaczy niedociągnięcia. Zresztą większość z nich wynika z porównań, od których nie potrafiłem się powstrzymać. Ale seans uważam za bardzo udany!
A dziś Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Wszyscy potteromaniacy przeszczęśliwi, choć mam wrażenie, że to film w zupełnie innym klimacie, dużo bliższym komiksowym opowieściom Marvela. Tu już nie ma miejsca na staroświecki klimat brytyjskich zamków i miasteczek, wszystko nabiera tempa, jest na wskroś amerykańskie, nie tylko dlatego, że właśnie tam dzieje się akcja filmu. Jeżeli już pogodzimy się z tym, że oglądamy zupełnie inną historię, jedynie w ogólnych ramach nawiązującą do HP (czyli świat czarodziejów i mugoli, którzy o tym pierwszym nic nie wiedzą), to potem zabawa już jest całkiem fajna.
Bohaterem filmu jest Newt Scamander (kapitalny, wciąż z lekkim zdziwieniem na twarzy Eddie Redmayne) – autor książki, którą czarodziej z piorunem na czole czytać będzie w szkole za 70 lat.
Możliwość przyjrzenia się ekscesom tych, którzy później mają być wzorami dla młodych czarodziejów, nie ukrywam, że jest dość zabawne. Może i Dumpledor się pojawi w kolejnych odsłonach... Scamander przybywa do USA z walizą pełną niesamowitych stworzeń, bo wciąż nimi się opiekuje, zbiera je i oswaja. Jest ekscentrykiem, który nie bardzo myśli o konsekwencjach, a nie jakimś groźnym terrorystą, ale jego stworzenia nieźle narozrabiają w Nowym Jorku. Tam, w odróżnieniu od Europy, bardzo ściśle przestrzega się zakazu ujawniania się z czarami. Fabułę można by sprowadzić do gonitwy za stworzeniami, które zwiały z walizki i za próbą zlikwidowania czegoś bardzo mrocznego, co pojawiło się w mieście prawie w tym samym czasie.
Sporo tu humoru, bo kilka postaci jest naprawdę zabawnych, zachwycić się można efektami (nie tylko zwierzaki, ale i wizja NJ lat 30), znalazło się też miejsce na zmaganie się z ciemnymi mocami - podobieństw do serii z Harrym więc trochę się znajdzie. Nie ma jednak tej magii, tej atmosfery, bo mam wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko, iż widz nie zdąży się zaprzyjaźnić z tymi postaciami (brak choćby kogoś takiego jak zgredek, niuchacz niestety nie gada, choć jest sympatyczny), a połączenie dwóch silnych wątków sprawia chwilami wrażenie dość sztucznego. No i zbyt wiele tu jednak elementów przypominających bardziej SF niż magiczny klimat stworzony przez Rowling. Niby 70 lat wstecz, a Potter wydawał się bardziej oldschoolowy niż to co funduje nam się w Fantastycznych zwierzętach... Tych ostatnich jest sporo, ale chciałoby się jeszcze więcej! Czarów też ciut mało, są trochę efekciarskie, a samo zmaganie się z niesamowitymi stworzeniami chwilami przypomina klimaty z Jumanji niż np. z opowieści Hagrida.
Jest inaczej i tyle.
Pewnie należałoby traktować to nie jako oddzielny film, ale jako wstęp do większej historii (ma być chyba rozpisana na 6 części), więc to trochę tłumaczy niedociągnięcia. Zresztą większość z nich wynika z porównań, od których nie potrafiłem się powstrzymać. Ale seans uważam za bardzo udany!
Obawiam się, że to szóstej części nie dotrwa... Ale obejrzę chętnie tę pierwszą.
OdpowiedzUsuńnie wiem czemu tak wszystko rozbijają na wiele filmów, a potem (jak w Hobbicie) powielają te same pomysły po wielokroć
UsuńByłam w kinie tydzień temu i muszę powiedzieć, że nadal myślę o tym filmie jako o najlepszym jaki oglądałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zwierzęta robią wrażenie, ich kolory. A główny aktor jest idealnie dobrany do roli, widać jakby miał tajemnicę w sobie i ciekawość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lea
Redmayne też bardzo mi się podobał. Ze zwierzętami miałem jednak ciut niedosyt - chciałoby się, żeby ktoś o nich trochę opowiedział, żeby je bliżej poznać...
Usuń