niedziela, 14 sierpnia 2016

Kwiat wiśni i czerwona fasola, czyli tajemnice dorayaki i sekrety życia

Na początek wrzutka poniekąd archiwalna - wypełniam każde miejsce na blogu, choćby po zakończonych konkursach, bo mi się filmy nie mieszczą :) A przecież o każdym wypada choć kilka słów napisać, nawet jak się go widzi po -nasty.
Skrzypek na dachu

A dziś o czymś w miarę świeżym, choć film znajdziecie pewnie jedynie w tych lepszych, studyjnych kinach. Japonia. Może dlatego, że niewiele filmów do nas dociera, mam wrażenie, że każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy. Jest w tych produkcjach coś wyjątkowego: jakiś spokój, wyciszenie (pamiętacie moje zachwyty nad produkcjami Takeshi Kitano albo nad nie tak dawno pokazywanymi u nas "Jak ojciec i syn", czy "Nasza młodsza siostra"). Jak widać nie tylko w parzeniu herbaty można znaleźć wyciszenie - kuchnia pojawia się również w tym filmie.
Czy tylko mi pasują takie historie? Chyba nie, bo przecież na ostatniej Wiośnie Filmów, właśnie "Kwiat wiśni i czerwoną fasolę" widzowie uznali za najlepszy film festiwalu.


Mała budka z jedzeniem, specjalizująca się w plackach (czy to naleśniki - poprawcie mnie) z pastą z czerwonej fasoli (dorayaki) i pracujący w niej mężczyzna. Trochę mrukliwy, zmęczony, raczej niechętny na pogaduchy, serce ma przecież dobre. Lubi to co robi, ale jest też przytłoczony świadomością, że nie wyrwie się z tego miejsca tak łatwo, że jest na nie skazany, by spłacić swoje dawne długi.
Kolejną postacią, którą poznajemy jest młoda dziewczyna, skazana na użeranie się z matką alkoholiczką, niepewna siebie, zakompleksiona. Gdy koleżanki w jej wieku biegają do szkoły i myślą o studiach, ona przestała chodzić na zajęcia i wydaje się, że jest gotowa podjąć każdą pracę, przyjąć jakąkolwiek zmianę, którą by przyniósł los.
Życie tej dwójki zmieni spotkanie ze staruszką, pełną życia, uśmiechniętą i nastawioną bardzo otwarcie na innych. Mimo wieku, niepełnosprawnych rąk, zmęczenia, chce każdą chwilę spędzać w barze z dorayaki, pomagając w przygotowaniu najlepszej pasty z fasoli. Wszystko to, by uszczęśliwiać innych, by uczynić ich dzień przyjemniejszym.
Niby niewiele się tu dzieje, a mimo to zauroczył mnie ten film. Jak się okazuje o wielkich dramatach życiowych można opowiedzieć w sposób pełen delikatności, spokoju, bez nachalnego sentymentalizmu. Bohaterowie nie okazują wielkich emocji, ale widz i tak ich doświadcza.

Piękny i pełen ciepła film.

1 komentarz:

  1. Za filmami nie przepadam, wolę książki. I taki tytuł przeczytałabym z wielką ochotą. A niech tam! Poszukam i filmu, bo uwielbiam taką spokojną azjatycką wrażliwość.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń