Strasznie mi trudno sklasyfikować ten serial - w centralnym miejscu jest w nim bowiem tajemnica, zagadka, ale jak w takim razie określić jego gatunek?
W sytuacji gdy drugi sezon Detektywa jakoś nie powala, w tej chwili Carnivale jest jedną z niewielu rzeczy serialowych oglądanych przeze mnie regularnie. Po świetnym początku, mam wrażenie, że atmosfera robi się coraz bardziej duszna, trochę za bardzo rozwleka się wszystkie wątki, ale rzecz jest na tyle oryginalna, że kupuję ją w całości.
Oto w czasach wielkiego kryzysu w Stanach, do miasta do miasta podróżuje ekipa cyrkowa. Tak naprawdę zbieranina wyrzutków i freaków, ale dobrze im ze sobą, nie głodują i są bezpieczni, wreszcie nie muszą się ukrywać. Facet z wężową skórą, kobieta z brodą, karzeł, siłacz, striptizerki i cała masa podobnych "przypadków". Nie znamy ich wcześniejszych losów, choć czujemy, że wszystkich zgromadziła jakaś nieprzypadkowa myśl, idea niewidzialnej "dyrekcji". Dla tych, którzy chcą pracować albo mają jakiś talent, to towarzystwo jest po prostu otwarte, niczym wielka, dziwna rodzina. Ben - młody chłopak, który dołącza do nich po śmierci matki i utracie swojego domu, też ma talent, ale póki co nie chce go ujawniać - sam nie do końca go rozumie i trochę się go boi. Potrafi bowiem dawać życie, ale zawsze musi je komuś/czemuś innemu zabrać.
Nie wiem co tam jeszcze twórcy przyszykowali, ale to co widziałem dotąd dało mi niezłą frajdę. Nie powala tempem, jakimś szczególnym napięciem, lecz atmosferę udało się stworzyć bardzo ciekawą. Szczególnie nie mogę się doczekać połączenia dwóch równolegle prowadzonych wątków: wędrówki cyrku i losów księdza, któremu Bóg kazał iść do odrzuconych i biednych. Jak będą mieli takiego kapelana, to ciekawe czy wpłynie to na dość luźne podejście do obyczajowości w ekipie cyrkowej.
Magia, tajemnica i jakaś niewinność, dobroć jaka tkwi w tej zbieraninie mimo jej grzeszności, sprawiają, że od Carnivale trudno się uwolnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz