poniedziałek, 27 lipca 2015

Medicus, czyli rentgen w oczach

Noah Gordon i jego powieści jakieś kilkanaście lat temu były dla mnie ogromnym odkryciem i przyjemnością. Dlatego gdy tylko wypatrzyłem w programie tv ekranizację, nie mogłem jej przegapić. W obsadzie m.in. Ben Kingsley i Tom Payne, więc nic nie zapowiadało mojego zdziwienia. W trakcie oglądania też mi jakoś niewiele przeszkadzało, ot trochę infantylne, może w stylu filmów biblijnych, poprawne, ale ciut bez życia kostiumowe połączenie przygody, romansu, dramatu i realiów historycznych. A potem zdziwienie gdy orientujesz się, że to produkcja niemiecka. I aż żal: dlaczego my nie potrafimy z takim rozmachem robić filmów? Przecież sporo osób lubuje się w takich lekkich produkcjach, przedkładając kino historyczne nad współczesne głupawe próby oddania naszych realiów (oczywiście prawie wszystkie filmy krajowe muszą dziać się w dużych miastach). 
Oczywiście czytało się dużo lepiej niż oglądało - trudno oddać ten klimat determinacji i osamotnienia głównego bohatera, który wyrusza na drugi koniec świata w poszukiwaniu wiedzy. Nawet najdłuższy film musiałby jakoś skracać tę historię.


XI wiek. Europa pogrążona jest w dość mrocznych klimatach. Zabobony wśród ludu, z drugiej strony Kościół Katolicki, który niechętnie patrzy na tych, którzy chcieli by leczyć ludzi i odciągać ich od przekonania, że jedynym ratunkiem jest Bóg. Po śmierci swej matki, młody chłopiec zatrudnia się jako pomocnik u wędrującego balwierza, uczy się od niego różnych praktyk (dość mało wyrafinowanych, bo za narzędzie służą tu głównie obcęgi, piła) i marzy o tym by studiować medycynę. Od Żydów dowiaduje się iż w dalekiej Azji żyje i uczy jeden z najlepszych mędrców, całe życie praktykujący nauki medyczne. Chłopak wyprawia się więc za morza, najpierw dokonując na sobie obrzezania i przebierając się za członka diaspory żydowskiej. Inaczej nie przeżyłby w świecie Islamu nawet jednego dnia. A co było dalej? Tego drogie dzieci dowiecie się już na filmie :)

photo.titleDramat, romans, przygoda, piękne kostiumy i ciekawie oddane realia egzotycznego miasta - to wszystko sprawia, że ogląda się to naprawdę przyjemnie. Oto dotknięcie cywilizacji, która przez długi czas górowała pod pewnymi względami nad naszą.

Bez rewelacji, ale nie jest też źle. I o dziwo Niemcy zrezygnowali z czegoś co zawsze doprowadzało mnie do szału na ich filmach - nagrywania dialogów po niemiecku. Może dlatego byłem skłonny uwierzyć, ze to rasowa amerykańska produkcja. 

1 komentarz:

  1. Nie lubię ekranizacji na podstawie książek : ) więc chyba sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń