środa, 27 maja 2015

Mamma Mia, czyli ileż pokoleń przy tym się bawi

Kolejny wypad teatralny z okazji Dnia Matki. To już chyba od 5 lat zwiedzamy sobie różne sceny i przyszedł czas na powrót do Teatru Roma. Tym bardziej, że o Mamma Mia jest głośno już od kilku miesięcy, więc jak tu się nie wybrać i nie zabrać obu mam na taki spektakl? W końcu to poniekąd czas ich młodości. Film widziały, ale chyba dość dawno, więc nie kojarzyły wszystkich detali, ale przecież i tak sama fabuła nie jest w tym spektaklu najważniejsza. Króluje muzyka, śpiew i taniec.
A ode mnie jeszcze brawa za scenografię. Trudno mi było sobie wyobrazić jak uda się oddać klimat greckiej wysepki, a tu proszę: fajny pomysł z przesuwanymi ekranami, dość prosta, ale pomysłowa budowla na środku i już.
Sam bardzo lubię film, więc wybrałem się z dużą ciekawością do Romy. I z góry uprzedzam - o bilety niełatwo. Na maj musiałem kupować już w styczniu i wcale nie miałem dużego wyboru. Jakieś szaleństwo. Można jednak gratulować tylko pomysłu i świetnej promocji.

Historię znacie świetnie, więc nawet nie będę jej przypominał. Napiszę jedynie w kilku zdaniach dlaczego moim zdaniem warto się na spektakl wybrać. O scenografii już wspomniałem. Choreografia też bardzo fajnie wyreżyserowana - dużo scen zbiorowych, a niewielkie pomyłki, nierówności mogą się przecież zawsze zdarzyć. W każdym razie oko się cieszy. I wreszcie najważniejsze - wykonawcy i muzyka. Tego bałem się prawdę mówiąc najbardziej. Bo przecież nawet w filmie, chwilami to było na pograniczu średniej jakości karaoke i tylko energia bijąca a ekranu sprawiała, że nie tylko wyłączałeś głosu, ale jeszcze zaczynałeś nucić z radości.
A tu naprawdę wokalnie wszyscy dają radę! Nie dziwią fachury znani ze swego rzemiosła jak Kordek czy Rozmus, ale również inni są świetni. Troszkę słabiej moim zdaniem wypada młodsze pokolenie (ale za to świetnie wypada w scenach tanecznych), ale cała szóstka ze "starszego pokolenia" naprawdę czuć, że dobrze się bawi, angażuje w tę muzykę, po prostu ją czuje. To jest chyba właśnie fenomen Mamma Mia - piosenki Abby wpadają w ucho, większość z nas zna te melodie i budzą one pozytywne wspomnienia. I nawet jeżeli dziś te stroje i sama muzyka są na granicy żenady, kiczu, to człowiek po prostu się tym bawi i nie zwracając uwagi na nic zaczyna się bujać, skakać, nucić, śpiewać. Właśnie taka energia bije ze sceny, szczególnie właśnie od aktorów grających dzisiejszych 40-50 latków. Szczególnie panie wprowadzały świetną atmosferę! Wokalnie bardzo dobre, no i ten ruch, błysk w oku...
Trafiliśmy w obsadzie na Annę Srokę-Hryń, Beatę Olgę Kowalską i Monikę Rowińską (zerknijcie tu jeżeli jesteście ciekawi kto jeszcze gra) i to trio naprawdę wydaje się bardzo dobrze zgrane.
Reszta to zasługa scenariusza, ale to znacie też z filmu - trochę pikanterii i frywolności, troszkę poważniej o różnych wyborach i niełatwych konsekwencjach wyluzowanego życia w latach 60-70. I oczywiście miłość, młodość (przeżywana lub wspominana) i piękna wyspa grecka, na której człowiek zapomina o wszystkim co zostawia w wielkim mieście. Wyśpiewane, wytańczone, zagrane z odrobiną nostalgii i ogromną dawką humoru i energii.

 

2 komentarze:

  1. Do Romy zawsze warto iść :) Od paru lat chodzę na wszystkie ich spektakle. Jak zwykle zresztą zdobycie biletów graniczy z cudem (ceny też wysokie, ale jak na Romę normalne), ale widzę, że na Mamma Mię warto się wybrać. Gdyby tylko nie te odległe terminy, nie umiem planować na kilka miesięcy do przodu :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano ceny wysokie, ale wieczór naprawdę zapewniają uroczy za każdym razem.

      Usuń