czwartek, 17 kwietnia 2014

7 km od Jerozolimy - Pino Farinotti, czyli spotkanie na drodze do Emaus




Dziś Wielki Czwartek, więc pora na zwolnienie tempa, chwilę refleksji. Życzę i Wam i Waszym bliskim dobrego czasu pełnego nadziei i bliskości. I na kilka dni znikam, zostawiając Was ze słowami papieża Franciszka i notką na temat jednej z książek, które można jeszcze przez kilka dni u mnie wygrać.
Niech radość wielkanocnego poranka będzie waszym udziałem, niech opromieni życie każdego z was nadzieją, ufnością i pokojem.
papież Franciszek

7 km od Jerozolimy to dobra powieść na te dni. Do refleksji.
Bohater nie jest żadnym świętym, ideałem, osobą głęboko wierzącą, bez pytań i wątpliwości. Prawdę mówiąc, to chyba już dawno stracił resztki wiary, wraz z kolejnymi zranieniami, cierpieniem, próbami. No i wokół przecież tyle dowodów na to, że ci którzy nazywają się wierzącymi, dalecy są od ideału. Tak prościej - zająć się swoim życiem, karierą, problemami i machnąć ręką na wszystko to co jakoś pozwalałoby wzmacniać życie duchowe. Strata czasu... Bo wiara wciąż przez nas traktowana jest trochę po dziecięcemu. Ma coś nam dawać, coś zapewniać, a jeżeli wydaje nam się, że tego nie dostajemy, to odchodzimy obrażeni, mamrocząc coś pod nosem. "Boga na pewno nie ma, bo nie pozwolił by na takie zło". "Prosiłem i nic". Albo "sam sobie poradzę, nie potrzebuję pośredników". Ileż razy słyszeliśmy takie teksty, lub nawet sami je powtarzaliśmy.


Ta opowieść pochodzi od człowieka pełnego zranień, bez nadziei. Bez wiary w siebie i bez sił. Jeszcze niedawno - pewny siebie spec od reklamy, zarabiający krocie, szczęśliwy i lubiany. A dziś? Bankrut, rozwodnik, człowiek, od którego wszyscy się odwracają, a on sam już nie może patrzeć w lustro, nie ma sił ani chęci do dalszego życia. I właśnie wtedy dochodzi do spotkania. 
Kim jest ten, który staje mu na drodze? Jak interpretować jego słowa? Jak to możliwe, że wokół nagle dzieją się dziwne rzeczy, że więcej jestem w stanie dostrzec, zrozumieć. Przeszłość i teraźniejszość, o których często chcieliśmy zapomnieć, okazują się czymś co może mieć ciąg dalszy, nie muszą być ciężarem.

Czując własną słabość i pustkę, można przeżyć uzdrowienie. Wcześniej przecież wciąż powtarzamy: nie potrzebujemy żadnego lekarza. 
W nocy, światło rozbłyska w pełni.

3 komentarze:

  1. hmm nie czytałam jeszcze tej książki ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Od jakiegoś czasu tu do Ciebie zaglądam, podczytuję ukradkiem. Masz świetny styl, ciekawe spojrzenie na świat, w dodatku, nazwę to na swój użytek, 'nadziejorodne'. To cenna cecha.
    Miło.
    Pozdrawiam!
    J.

    OdpowiedzUsuń