Długo się zbierałem do tej notki. Zwykle staram się pisać w miarę na gorąco, tym razem mieliśmy dość burzliwą dyskusję na DKK, a ja nadal zastanawiałem się jak ugryźć tę powieść, co o niej napisać. Być może lektura "Morfiny" za blisko była u mnie czytanych tuż przed "Łaskawych", ale zmęczyła mnie ta książka. Tyle sobie po niej obiecywałem, tak byłem bardzo ciekaw. Nie zniechęciły mnie nawet kontrowersje wokół wywiadu autora (p...l się Polsko). Ale im dalej brnąłem w to grube tomiszcze tym bardziej czułem się zmęczony i jakiś brudny.
Za dużo tu dla mnie tych wszystkich wulgarności, nie tylko w opisywanych
scenach, ale i w używanym języku. Za dużo natarczywości w zohydzaniu i
wyśmiewaniu kolejnych postaci, kpin z patriotyzmu, bohaterstwa, odwagi,
nadziei. Rozumiem wszystko - nie ma co udawać, że wojna jest czymś
pięknym i wzniosłym, nie ma co udawać, że wrzesień 39 roku nie był
klęską, że wszyscy Polacy byli niczym jedno serce i jeden umysł, który
myślał tylko o walce za Polskę. Ale czy to musi oznaczać, że wszystko ma być przekreślone i opisane tak, żeby wszystko zanegować?
Twardoch opisuje nam Warszawę i nasz kraj jakby oczyma człowieka "z zewnątrz", który widzi inaczej, może dostrzega to czego nie widzą nasi rodacy. Syn niemieckiego arystokraty i spolszczonej Ślązaczki, sam nie bardzo potrafi do końca powiedzieć kim jest. Aspirował do miana Polaka, ale nie raz dawano mu odczuć, że nie jest do końca akceptowany, sam też nie do końca nie jest przekonany czy jego serce bije w tym samym rytmie. Cynik. Narkoman. Człowiek dla którego największym sensem życia było używanie życia, zabawa.
Gdy wybucha wojna i jego oddział szybko zostaje rozbity, nie dziwimy się nawet, że nie bardzo widzi sens dalszej walki. Cóż zatem pcha go do zaangażowania się w powstające podziemie? Nagły przebłysk i pragnienie zrobienia czegoś dla żony? Jakie wartości są dla niego ważne i za jakie gotów jest walczyć? Wydawało by się przecież, że nie ma już dla niego żadnych świętości. Cóż za przewrotność by do tego by walczyć za Polskę, bohater najpierw musi stać się Niemcem i zostać odrzuconym, wyklętym przez wszystkich.
Ciekawa lektura. Wciągająca. Wkurzająca. Do tego by jednak uznać ją za świetną, porywającą, jest jednak nie tylko zbyt rozwlekle, ale i za dużo rzeczy wiele mnie tu uwierało i przeszkadzało. I po ponad miesiącu od lektury, rzeczywiście nawet to co wtedy wydawało się czymś ważnym, jakąś refleksją czy obrazem, z jakim zostanę na dłużej, teraz blednie bardzo szybko. Może więc jednak zbyt wiele w tym zamierzonego efekciarstwa i kontrowersji, a za mało treści?
Trudno odmówić autorowi talentu do detali, do opisów (np. miasta), ale mieszanie jawy i różnych wizji (sen, narkotyki, alkohol) nie ułatwia lektury i to co zaciekawia na początku, pod koniec staje się trudne do strawienia. Wiele osób zachwycało się nawiązaniami do konkretnych postaci historycznych, które tu spotykamy i jakby w szybkim mrugnięciu flesza możemy dostrzec ich dalsze losy, ale mnie jakoś mało to zainteresowało. Ciekawszy jest to szarpanie się głównego bohatera, ten jego kryzys tożsamości, nie tylko narodowościowej, ale egzystencjalnej. Być mężczyzną. Być artystą. Być Polakiem. Być kimś. W trudnych czasach nie być nikim, nijakim. Być. Tylko jak?
Od dłuższego czasu interesuje mnie "Morfina" i długo już się zastanawiam, czy po nią sięgnąć. Książka ta namieszała na rynku czytelniczym, więc chciałabym sama wyrobić o niej jakieś zdanie. Odpycha mnie jednak to całe zohydzanie - nie to, żebym była jakaś pruderyjna - po prostu łatwo przegiąć z takim słownictwem i stracić tym samym wiarygodność. Mimo wszystko jak tylko będę miała okazję, przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monika
Książka jest równie ciekawa co okładka którą przyciąga ale i odrzuca jednocześnie :)
OdpowiedzUsuńSposób pisania Autora jakoś mnie nie porwał i faktycznie ciężkie to do przeczytania. Ale na pewno ją zapamiętam bo trochę jednak zostawiła w głowie. Chociaż zdecydowanie wolę lżejszy kaliber :)