Kolejna produkcja obejrzana w ramach Wiosny Filmów i wracam do tematu edukacji. Tym razem jednak nie jest to nic tak wbijającego w fotel jak np. Z dystansu, Nasza klasa, czy ostatnio opisywane Lekcje harmonii. Produkcji włoskiej bliżej do Pana Lhazara. Owszem - opowiada o pewnych problemach z jakimi zmagają się nauczyciele (i uczniowie też) w dzisiejszej szkole, ale pozostawia nas w dziwnie optymistycznej, pełnej ciepła atmosferze. Paradoksalnie, bo nie pokazuje przecież gotowych rozwiązań, nie obiecuje, że wszystko da się załatwić. To takie: jakoś to będzie, bądźmy ludzcy, okazujmy serce i gdy uda się pomóc choć kilkorgu z naszych podopiecznych, powinno dać nam to nadzieję, że ta praca ma sens.
Oto szkoła średnia jakich wiele na całym świecie. Zmagająca się w dobie kryzysu z oszczędnościami, ale przede wszystkim zmagająca się z poczuciem tego, że uczniowie są coraz mniej chętni czerpać ze źródeł edukacji. Trafia tam na zastępstwo młody nauczyciel języka włoskiego, pełen zapału i nadziei, że będzie w stanie zarazić młodych ludzi pasją, pokazać im że warto inwestować w naukę. Oprócz niego bliżej poznajemy jeszcze dyrektorkę szkoły, która na zewnątrz stara się prezentować jako bardzo zasadnicza i oschła oraz starego profesora wykładającego historię sztuki, zgryźliwego i cynicznego staruszka, który dawno już się wypalił. Możemy też troszkę bliże przyjrzeć się kilku postaciom uczniów - z ich życiem prywatnym, problemami, tak odległymi od wszystkich przedmiotów, których muszą się uczyć.
Skąd tytuł filmu? Kolorami czerwonym i niebieskim nauczyciele kreślą uwagi i oceny uczniów. Po latach coraz bardziej schematycznie, nie widząc być może nawet za tą ocenianą pracą konkretnego ucznia, człowieka. Gdy każde z trójki "profesorskiej" stanie przed sytuacją, w której będą musieli postąpić trochę mniej szablonowo, wyjść ze swojej skorupki, dla każdego z nich będzie to ważne doświadczenie.
Na nowo odkryć w tym jakiś sens. Przestać machać rękami na "głąbów" i leni, wściekać się, karać, poddawać zniechęceniu. Za każdym razem wychodzić do tych młodych ludzi z nadzieją na spotkanie. Do tego by przekazać wiedzę trzeba mieć słuchaczy. Ale żeby mieć słuchaczy, trzeba zdobyć szacunek i samemu też umieć słuchać.
Sympatyczne, opowiedziane z lekkością i odrobiną humoru. Ale trudno powiedzieć czy zostanie w głowie na dłużej jako jakaś inspiracja.
Oto szkoła średnia jakich wiele na całym świecie. Zmagająca się w dobie kryzysu z oszczędnościami, ale przede wszystkim zmagająca się z poczuciem tego, że uczniowie są coraz mniej chętni czerpać ze źródeł edukacji. Trafia tam na zastępstwo młody nauczyciel języka włoskiego, pełen zapału i nadziei, że będzie w stanie zarazić młodych ludzi pasją, pokazać im że warto inwestować w naukę. Oprócz niego bliżej poznajemy jeszcze dyrektorkę szkoły, która na zewnątrz stara się prezentować jako bardzo zasadnicza i oschła oraz starego profesora wykładającego historię sztuki, zgryźliwego i cynicznego staruszka, który dawno już się wypalił. Możemy też troszkę bliże przyjrzeć się kilku postaciom uczniów - z ich życiem prywatnym, problemami, tak odległymi od wszystkich przedmiotów, których muszą się uczyć.
Skąd tytuł filmu? Kolorami czerwonym i niebieskim nauczyciele kreślą uwagi i oceny uczniów. Po latach coraz bardziej schematycznie, nie widząc być może nawet za tą ocenianą pracą konkretnego ucznia, człowieka. Gdy każde z trójki "profesorskiej" stanie przed sytuacją, w której będą musieli postąpić trochę mniej szablonowo, wyjść ze swojej skorupki, dla każdego z nich będzie to ważne doświadczenie.
Na nowo odkryć w tym jakiś sens. Przestać machać rękami na "głąbów" i leni, wściekać się, karać, poddawać zniechęceniu. Za każdym razem wychodzić do tych młodych ludzi z nadzieją na spotkanie. Do tego by przekazać wiedzę trzeba mieć słuchaczy. Ale żeby mieć słuchaczy, trzeba zdobyć szacunek i samemu też umieć słuchać.
Sympatyczne, opowiedziane z lekkością i odrobiną humoru. Ale trudno powiedzieć czy zostanie w głowie na dłużej jako jakaś inspiracja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz