poniedziałek, 17 lutego 2014

Złodziejka książek - Markus Zusak, czyli czemu ja się nie wzruszam?


Kolejna lektura na DKK za mną. Ileż to już tytułów przez ponad dwa lata - czasem bardziej mi bliskich, a czasem mimo początkowej niechęci, pozytywnych zaskoczeń.
Złodziejkę odkładałem długo, choć nawet ją kiedyś bratankowi kupiłem, zachęcony pozytywnymi recenzjami. Teraz niestety mogłem tylko wysłuchać, pewnie wiec troszkę straciłem z tego klimatu, który tworzą ilustracje (dziś je przejrzałem) i specyficzna narracja książki. Po prostu znalezienie jej w bibliotekach zakrawa na cud. Wszelkie moje marudzenie zrzućcie więc w razie czego na to, że to jednak trochę "gorsza" wersja książki - nie papierowa, a wiadomo, że przy słuchaniu czasem uwaga się rozprasza.
Tyle się nasłuchałem - że to arcydzieło, że wzrusza, że najważniejsza książka w życiu, a ja tu z ciekawością, ale bez wielkich zachwytów i bez łez...


Mam wrażenie, że chyba już "za stary" jestem na takie bazujące na emocjach pozycje, nie działają na mnie. Może gdybym przeczytał to 25 lat temu? Zbyt wiele lektur za mną traktujących o tragedii II wojny światowej wprost, aby teraz poruszyło coś co jest zaledwie delikatnym zasygnalizowaniem jej okrucieństwa. Nie mówię, że to wada. Przemieszanie różnych obrazów i scen realistycznych (marsze żydów przepędzanych przez miasto, głód, bieda, naloty) z życia niemieckiego miasteczka oraz na poły baśniowej opowieści snutej przez śmierć, uważam za pomysł ciekawy i udany. Tyle, że to zbyt mało, by "poruszyć" emocje.
Ciekawe byłoby spytać na co zwracają uwagę młodzi czytelnicy. Czy bardziej na wojenną otoczkę, los żydów, okropność wojny i naigrywanie się z Hitlera, który pociągnął naród w piekło, czy może jednak na postać i psychikę głównej bohaterki, jej relacje, jej miłość do książek. W końcu to właśnie poprzez dziewczynkę, jej wrażliwość, jej zapiski, poznajemy te wszystkie wydarzenia. Nie jest to więc książka dokumentalna, historyczna, a raczej opowieść o dojrzewaniu, o przyjaźni, o tym czy można pozostać dobrym człowiekiem w trudnych czasach.  

Trzeba przyznać, że mimo mało skomplikowanej fabuły, książka ma w sobie jakaś magię. Ciekawy pomysł na narrację prowadzoną przez śmierć, liczne dygresje, wybieganie do przodu, sny i fantazje - to wszystko sprawia, że trudno się przy tym nudzić. Na pewno trudno też nie polubić niektórych postaci - choćby obojga przybranych rodziców Liesel. To wszystko zaliczam na plus, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to książka trochę zbyt infantylna, zbyt prosta jak dla dorosłych czytelników. Można oczywiście zachwycać się poetyckimi porównaniami, kolorami, symboliką, których tu nie brakuje, ale mimo wszystko nazywanie tego arcydziełem to spora przesada.
Dla młodzieży jednak rzecz na pewno warta polecenia. Kto wie, może i oni pokochają SŁOWA i odkryją ich moc, podobnie jak bohaterka będą z nich czerpać, a potem również dawać nadzieję, siłę, wiarę.
Gdy najpierw myślałem nad podtytułem książki to pierwsze skojarzenie było: co daje siłę by przetrwać najgorsze. W przypadku bohaterów "Złodziejki książek" były to właśnie lektury. Czytane w nocy by odpędzić koszmary, czytane w schronie przeciwlotniczym, czytane przy stole rodzinnym, przy łóżku chorego, we własnym kąciku w piwnicy... Przynoszące zapomnienie, radość, ale i jak się okazuje siłę do tego by trwać, by się nie poddawać.

A i Wy przeczytajcie. Sprawdźcie sami. I zachęcam by to zrobić przed/zamiast obejrzeniem filmu. Pewnie napiszę o nim jeszcze w tym tygodniu, ale uwierzcie - nie umywa się do powieści Zusaka.  

8 komentarzy:

  1. Właśnie jakiś czas dowiedziałam się,że jest film i wpadłam w panikę,bo nie lubię czytać jak już coś obejrzę więc szybko zakupiłam książkę:)Planowałam to wcześniej ale jakoś tak się zeszło.Skończyło się na tym,że książkę porwała córka i nijak nie można jej od niej odkleić.Ja nadal czekam na dobry czas do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spokojnie, film nie ucieknie, równie dobrze można i na małym ekranie. A książka koniecznie przed seansem!

      Usuń
  2. Właśnie skończyłam czytać. Poszło szybciutko, bo tak jak Marzena, chciałam zdążyć obejrzeć film, zanim przestaną go grać w kinach, ale najpierw oczywiście wolałam przeczytać powieść. Choć po przejrzeniu recenzji ekranizacji na Filmwebie, nie oczekuję żadnych niesamowitości.

    Po przeczytaniu Twojej recenzji myślę sobie podobnie jak Ty - że chciałabym przeczytać tę książkę dużo wcześniej, np. będąc nastolatką. Nie powiem, że mnie nie poruszyła, ale podejrzewam, że gdybym przeczytała ją w wieku powiedzmy 15 lat, mogłaby stać się moją ulubioną książką. Ma w sobie magię, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. FIlm, moim zdaniem, jest słabszy. Jak Złodziejkę czytałam kilka lat temu i nie wstydzę się tego, że jestem infantylna. Oczywiście książka zrobiła na mnie spore wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej, to nie tak, że czytelnik jest infantylny. To raczej książka trochę taka jest. I pewnie w zależności od poziomu wrażliwości może nas bardziej lub mnie poruszyć.

      Usuń
  4. Też docelowym odbiorcą nie miał być czytelnik dorosły. Książka ciekawa choćby jako głos tej drugiej (czyt. niemieckiej) strony.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja książkę polecam wszystkim. Jak znajdę trochę wolnego czasu muszę obejrzeć film

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja najpierw obejrzałam film - piękny, choć szału nie było. książkę kupiłam w piątek i myślę, że będzie się lepiej czytało niż oglądało:)

    OdpowiedzUsuń