czwartek, 27 lutego 2014

Między wariatami - Marcin Meller, czyli no jak żyć panie dziennikarzu, jak żyć?


Między różnymi lekturami na DKK i zastanawianiem się po które z tomiszczy do recenzji sięgnąć najpierw, udaje się czasem wcisnąć jeszcze jakąś lekturę ot tak dla zwykłej przyjemności. Książka Marcina Mellera to rzecz i zabawna, i miejscami niegłupia. Szczególnie gdy stwierdza się, że poglądy autora, który próbuje zachować zdrowy rozsądek i nie dać się wciągnąć w rozgrywki polityczno-medialne po jednej stronie (co zwalnia z myślenia i źle służy jakości tekstów), są nam dość bliskie.


Książkę można by podzielić z grubsza na kilka  części. Po pierwsze są tu reportaże zamieszczane m.in. w Polityce jeszcze w latach 90-tych. Autor zaczynał swą przygodę jako młody i trochę narwany człowiek - ciągnęło go tam gdzie coś się działo, w różne punkty zapalne świata i tam potrafił siedzieć tygodniami lub nawet miesiącami, próbując objąć swym rozumem to co widział, przeżywał. Wojna na Bałkanach, Afryka, Gruzja, Turcja. Koszmar, który trudno pojąć i który czasem kompletnie ignorujemy gdy miga na ekranach telewizorów. Nie tyle sucha relacja, co emocje, pytania, obrazy. Chyba najlepsze fragmenty "Między wariatami". Do tych starszych tekstów warto dodać też różne reportażowe teksty dotyczące naszego poletka. Może trochę trącą myszką (bary mleczne, świat trenujących w siłowniach, wyprawa z kibicami Legii do Szwecji, albo problem "obsranych" Mazur), ale wciąż czyta się je z przyjemnością. Przemyślane to i trzeba przyznać, że napisane z jajem.

Druga część to różne felietony (zdaje się, że zamieszczane m.in. w Newsweeku) dotyczące wydarzeń sprzed kilku lat. Świat polityki, mediów i wszystkiego czym żyliśmy jeszcze jakiś czas temu. No właśnie. I to trochę problem, bo wtedy te teksty mogły mieć siłę rażenia i mogły być żywo dyskutowane. A dziś? Jakoś wiele z tych wydarzeń kompletnie straciło swoją wagę i wyrazistość...
Mimo, że często byśmy się nawet z autorem zgodzili, to trochę razi też dość autorytarny ton w jakim to jest wyłożone i formułowane oceny. Ale to już urok felietonów.

No i trzecia część - teksty wspominkowe i te bardziej osobiste. I mimo tego, że dotycząc one również osób i miejsc z przeszłości, muszę przyznać, że te fragmenty czytałem z przyjemnością. Te wszystkie trochę "kombatanckie" wspominki z lat 80-tych, działalność w NZS i to całe tło, w jakim grupy młodych ludzi przeżywali swój bunt, swoje nadzieje, swoje zaangażowanie... Gdy człowiek potem wyłapuje w tej opowieści co robią ci buntownicy teraz, jak wyrośli na poważne autorytety, fachowców w różnych dziedzinach, statecznych naukowców czy urzędników, od razu gęba się trochę śmieje. Tak to już jest. Nie każdy buntownik, nad którym dorośli załamują ręce, skończy na złej drodze :) Czasem trzeba przeżyć swoje, popełniać błędy, dać się ponosić emocjom i entuzjazmowi, kląć na bezczynność starszych, by potem wyciągnąć z tego wszystkiego jakieś wnioski, zmądrzeć, okrzepnąć i pójść dalej mniej awanturniczą i bezkompromisową drogą. 

Niegłupie, dość szczere i osobiste, a w dodatku opowiedziane lekko i z masą smakowitych dygresji i anegdotek. Dawno nie śmiałem się nad książką tak jak tu!
20 lat pracy dziennikarskiej to całkiem sporo, zwłaszcza jeżeli wciąż człowiek się ima innych wyzwań. Pomysł by to uporządkować, zebrać i wydać jest trochę szalony, ale w tym wypadku, o dziwo wyszło nieźle. Spory miszmasz i rozrzut tematyczny, jakościowo też nie zawsze równie ciekawie, ale mimo wszystko sięgnąć warto. Nudzić się przy tym nie będziecie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz