Seria wydawana przez Wydawnictwo Pascal "Mój prywatny świat" została wydaje się zarzucona, ale nadal pojawiają się tam ładnie wydane i ciekawe rzeczy. Po Ameryka nie istnieje Orlińskiego, która była raczej zbiorem felietonów niż reportażem, oto kolejna książka tego autora. Tym razem jak obiecuje we wstępie - jest więcej jego samego. Książka jest reportażem z drugiej podróży tego Orlińskiego przez Stany kultową drogą Route 66. Tym razem ze wschodu na zachód, ale kilkukrotnie wspomina o podroży w drugą stronę. Czyta się bardzo dobrze, ale od razu warto zaznaczyć, że nie jest to typowa relacja typu wsiadłem, zobaczyłem, dojechałem. I chyba dobrze.
Bo mogłoby to wtedy być po prostu mniej interesujące.
To rzeczywiście zapiski z podróży, porady praktyczne co i jak załatwić (nawet wyliczenie kosztów na stan 2012 roku), gdzie zjechać itd. Ale przecież autor jest znany z tego, że jest specem od amerykańskiej popkultury. Nie dziwmy się więc, że otrzymujemy bardzo dużą dawkę skojarzeń, anegdot, ciekawostek dotyczących historii, filmu, muzyki, czy literatury. I może dlatego ta książka będzie pewnie smakować wyjątkowo właśnie ludziom, dla których hasło Route 66 nie jest obce, którzy nie raz już w marzeniach przemierzali tę drogę śladami jakichś sobie znanych bohaterów.
Są skojarzenia i nawiązanie do Autek, Thelmy i Louise, słynnych westernów, Ala Capone, Bagdad Cafe, Archiwum X, ale i nowszych produkcji jak Breaking Bead, albo zaskakujące jak choćby do komiksów z Tytusem.
Co prawda jak już o tym wspominał w poprzedniej książce Orliński, droga już nie istnieje i można co najwyżej odkrywać jej ślady, poszukiwać jej atmosfery na pojedynczych odcinkach, ale po pierwsze od czego wyobraźnia, a po drugie: mimo wysiłków o zachowanie pewnych fragmentów, za jakiś czas z autentyczności tych miejsc już niewiele zostanie.
A tu one są fajnie uchwycone. Nie tylko w tekście, ale i na fotkach (mocna strona wydawanych przez PASCALA książek). Nie zawsze ważny jest nawet obecny wygląd miejsca, ważne to jak wyglądał kiedyś, jaką miał historię, jaką spełniał funkcję dla tych, którzy jeszcze nie mogli sobie bryknąć obok autostradą, albo wsiąść do samolotu...
To nie jest książka o Orlińskim, o podróży, przygodach... To opowieść o drodze. I o tym jak rozpalała ona wyobraźnię (czy robi to nadal?), nawet tym, których noga nie stanęła na kontynencie amerykańskim.
Kawał historii i wiedzy o Stanach, o ich mieszkańcach, o kulturze tego kraju. Podany w taki sposób, że błyskawicznie ze zdziwieniem spostrzegasz się, że to już koniec książki. Z Chicago przejechaliśmy przez Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę, Kalifornię aż do Bulwaru Zachodzącego Słońca. Około 3 300 km. Ta szybko? Chciałoby się jeszcze więcej!
Kawał historii i wiedzy o Stanach, o ich mieszkańcach, o kulturze tego kraju. Podany w taki sposób, że błyskawicznie ze zdziwieniem spostrzegasz się, że to już koniec książki. Z Chicago przejechaliśmy przez Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę, Kalifornię aż do Bulwaru Zachodzącego Słońca. Około 3 300 km. Ta szybko? Chciałoby się jeszcze więcej!
PS Naprawdę masa ciekawostek. Ja np. po raz pierwszy dzięki Orlińskiemu uświadomiłem sobie czemu w amerykańskich produkcjach tak często jest przedstawiane wojsko, albo gwardia narodowa, mundurowi, którzy są pokazywani w bardzo pozytywny (czasem patetyczny sposób). Wy wiecie?
PS 2 Fragmenty książki można znaleźć na blogu p. Wojciecha. Stamtąd też podebrałem trzy zdjęcia :)
Na ksiazki Orlińskiego czaję się od bardzo dawna, bo Ameryka nieodmiennie mnie fascynuje. Jednak ich ceny są dla mnie zdecydowanie za wysokie, więc póki co pozostaje pomarzyć.
OdpowiedzUsuńkurcze, a ja właśnie przecież oddawałem to w konkursie...
UsuńWiem, a ja się kapnąłam, jak już było po ptokach :/
UsuńJuż któryś raz słyszę o tej książce i muszę przyznać, że mam wielką ochotę w końcu ją przeczytać :).
OdpowiedzUsuńNo, no. Ciekawie brzmi :D
OdpowiedzUsuń