czwartek, 23 stycznia 2014

Heart and soul presents songs of Joy Division, czyli zima za oknem, ale za to płyta gorąca

Jutro ciąg dalszy cyklu "fajny film wczoraj widziałem", czyli nadrabiania moich zaległości, lecę na pokaz drugiej części Nimfomanki, tak że będzie rządzić X muza. Ale na dziś coś muzycznego. Kolejna płytka z końca ubiegłego roku, którą warto przyuważyć. I nie bójcie się, że to po prostu składak "odtwórczy" największych przebojów Joy Division. Formacja składająca się z muzyków różnych zespołów (jak m.in. Made in Poland, CKOD, Agressiva 69) wraz z zaproszonymi gośćmi, składają hołd legendzie sprzed lat 30, ale te nagrania brzmią cholernie świeżo i aktualnie. 
Tylko 7 numerów, ale to naprawdę ciekawy materiał i warto tej płytki poszukać i dzielić się nią z innymi. Choćby po to żeby przypominać o Joy Division młodszym pokoleniom. Ja na swoje potrzeby już ściągnąłem oryginały z półki, nie tylko celem dokonania porównań, ale by raz jeszcze powrócić do dawnych fascynacji. Kto słuchał audycji Tomka Beksińskiego w dwójce pewnie dobrze rozumie moje odczucia towarzyszące tej muzie. 
Muzie dusznej, mrocznej, ale niosącej ze sobą niesamowitą dawkę emocji.
Aż 5 kawałków to materiał zaczerpnięty z legendarnego albumu Closer, ale to nic dziwnego - projekt płyty zrodził się po zagranym przez tych muzyków koncertu w rocznicę wydania tej płyty. Jak wspomniałem wcześniej, nie jest to odtwórcze, brzmienie jest bardziej nowoczesne i troszkę inne. Joy Division to przede wszystkim charakterystyczne gitary, linia basu i czasem pojawiające się klawisze, tu jest dużo więcej elektroniki, ale to co ciekawe to, że nadal w tym czuć pewien niepokój, rozedrganie, tajemniczość oryginałów. I to jest cudne. Tamte wersje były surowe i zimne, te dodatkowo nabierają chwilami niesamowitej głębi (jak mi się podoba ten fortepian!), pokazują zupełnie nowe oblicze tych utworów (bardziej taneczne, post-punkowe, zapętlenie i gęstość trip-hopu). 


Nie wszystkie wersje wokalne pasują mi równie mocno, ale trudno zarzucić im brak profesjonalizmu, to raczej kwestia skojarzeń jakie się rodzą - np. Passover w wykonaniu Ollecka Bobrova za bardzo przypomina twórczość Depeche Mode. Łukasz Lach, The Shipyard i Rykarda Parasol za to zdecydowanie pasują mi do tej muzy!
Zima za oknem. Ciemno robi się tak szybko. Idealny czas na taką płytę. 

Przypomina te klasyczne już nagrania, ale i pokazuje jak wiele z ich muzyki, ile inspiracji pojawia się w twórczości współczesnych kapel. Młodzi zachwycają się tym co nowe, nie będąc świadomi, że już przed laty ktoś stworzył coś co przyprawia o ciarki nawet po 30 latach. Współczesne nagrania rzadko osiągają ten poziom...
A ja mam nadzieję, że ten potencjał, który pojawił się w trakcie sesji nagraniowej, przełoży się jeszcze kiedyś na kolejną płytę. Oby!

3 komentarze:

  1. Ogolnie rzecz biorac to za coverami nie przepadam,ale ta plyta jest naprawde ciekawa.Jak dla mnie,najmocniejszy punt to "Decades'.Ale moze dlatego,ze mam slabosc do Rykardy Parasol? W kazdym razie warto sie zapoznac z tym krazkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej płycie! Muszę się zapoznać.

    OdpowiedzUsuń