Notka nr 1111. Dziś gdy wpadło mi to w oko, jakoś tak cieplutko zrobiło się na serduchu. No to temat musi być wyjątkowy. Omówiony już w tylu recenzjach, przedyskutowany po wielokroć, tak że pewnie mało kogo zainteresuje moja opinia. Dlatego ze spokojem mogę odnotować swoje zachwyty/żale bez obaw o masę komentarzy siejących nienawiścią i mówiących mi jak bardzo się nie znam. Mój blog i moje notki.
I wiecie co Wam powiem? Chyba się starzeję. Bo coraz częściej łapię się na tym, że wzdycham z zachwytem nad tym co było, a jakąś kręcę nosem przy tym co nowe. I tak trochę mam z Hobbitem. Władca Pierścieni był genialny, a tu owszem, jest widowiskowo, ale i nie ma takiego klimatu i jakoś zbyt wiele rzeczy drażni. Was nie?
I wiecie co Wam powiem? Chyba się starzeję. Bo coraz częściej łapię się na tym, że wzdycham z zachwytem nad tym co było, a jakąś kręcę nosem przy tym co nowe. I tak trochę mam z Hobbitem. Władca Pierścieni był genialny, a tu owszem, jest widowiskowo, ale i nie ma takiego klimatu i jakoś zbyt wiele rzeczy drażni. Was nie?
Cholera po co te wszystkie zmiany wprowadzane do fabuły książki? Bez tego byłoby nudno? Orki biegające cały czas za drużyną? Strzelający do nich Legolas? Wątek romansowy? WTF? Przecież to nie ma być ani powtórka z Władcy, ani też jakaś śródziemna wersja kina akcji... Ja się pytam gdzie klimat pierwowzoru, klimat powieści?
Siedziałem więc jak zahipnotyzowany na sali, bo widowisko jest kapitalne, trudno oderwać wzrok, chwilami jest zabawnie, dzieje się sporo, smok kapitalny, sceneria też. Nie ziewałem z nudów, ale to co właśnie cały czas mi przeszkadzało w tej historii to wciąż powracające wrażenie: przecież to nie tak. Naprawdę wiele jestem w stanie wybaczyć, ale nie te zmiany, które tak naprawdę nic do opowieści nie wprowadzają, a jedynie drażnią (znowu orki???). Najwyraźniej reżyser stwierdził, że przede wszystkim akcja, a nie klimat. I pojechał po całości.
Przestojów więc tym się nie spodziewajcie. Sceny z pająkami, w rzece, czy pod koniec ze smokiem to perełki, całą resztę walk, ucieczek, pogoni moim zdaniem lepiej przemilczeć, bo mimo walorów widowiskowości są tak powtarzalne, że strach się bać, że Jackson sięgnie po coś jeszcze Tolkiena... Wyobrażacie sobie Silmarillion, te piękne elfy i znowu poupychane wszędzie goniące kogoś (?) orki? Brrrr...
To by robiło wrażenie widziane po raz pierwszy, ale po Trylogii już ciężko będzie wzbudzić w nas te same emocje. To jak z Piratami z Karaibów - powtarzanie tych samych dowcipów nie sprawi, że będą bardziej zabawne.
Czekamy zatem kolejny rok na część trzecią, na wielki finał i scenę bitwy (to będzie dopiero smakowite). Tyle, że już Pustkowie, czyli część druga jest dużo brutalniejsza niż w książka i nawet ostrzejsza niż część pierwsza. To już przestaje być kinem familijnym, a przynajmniej trzeba uprzedzać rodziców na co się wybierają. Mimo smoka, mimo pewnych elementów baśniowości z pierwowzoru, zaczyna się robić z tego po prostu jatka.
No i widzicie. Marudzę, marudzę, a pobiegłem zaraz po premierze i pewnie kupię w dodatku oryginalną wersję kolekcjonerską na płycie. Bo to jednak Tolkien. Bo to jednak Jackson. A to połączenie, mimo wad, jest póki co niepowtarzalne.
Idźcie do kina!
Byle nie na wersję z dubbingiem.
Ja nie widziałam, ale Pan Mąż wrócił z kina zadowolony jak nie wiem co. :-)
OdpowiedzUsuń"Hobbita" nie czytałam, więc nieścisłości fabularne mnie nie denerwowały ;). Smok genialny, co za ruch! (dużo osób zachwyca się głosem Cumberbatcha, dobry, ale dla mnie jedynym właściwym smoczym głosem jest Sean Connery w "Ostatnim smoku" :) ). Fajne tempo akcji. Hmm, i właściwie to tyle - "Hobbit" to sprawny film, dobra rozrywka, ale nie dorównuje "Władcy pierścieni". Wysoko sam sobie postawił poprzeczkę Peter Jackson.
OdpowiedzUsuńNo i nie ma Viggo ;)
nic dodać nic ująć
Usuńdubbing be!
OdpowiedzUsuńJak Ty się starzejesz, a masz prawo to co ze mną? Bo miałam identyczne refleksje.
:))))
UsuńJa idę na wersję z dubbingiem - trudno, wstydzę się:(
OdpowiedzUsuńMoja znajomość angielskiego jest mocno mierna, a jak muszę czytać napisy to mi szczegóły scenografii uciekają.
Poza wszystkim idę z moimi gimnazjalistami, a co poniektórzy niektórzy nie zdążyliby doczytać tych napisów...
pechowo, bo jednak oryginalna wersja robi wrażenie również w warstwie dźwiękowej - te głosy są świetnie dobrane! naprawdę gimnazjaliści nie nadążają z czytaniem???
UsuńPewne obawy mialem juz po zapowiedziach ekranizacji.No bo jak z takiej niewielkiej objetosciowo ksiazki wykroic taka sage? Ale przeciez kasa liczy sie najbardziej,wiec rezyser sobi poradzi, ;) Ci ktorzy czytali ksiazke inaczej beda odbierac ten film, niz osoby nieznajace literackiego pierwowzoru.Dla mnie brak tego "cos" jest widoczny.Wizualnie swietnie,ale jednak czegos mi brakuje.
OdpowiedzUsuńDobrze spędziłam czas w kinie i na pewno wyruszę tam, by obejrzeć część trzecią. Niesamowita jest jednak ta opowieść, nie sposób oderwać wzrok od ekranu.
OdpowiedzUsuń