piątek, 1 lutego 2013

Warszawa 2048 - Ireneusz Kołodziejczyk, czyli minimalizm opisów, nieskepowana akcja. I roztrzygnięcie rozdawajki, czyli notka na chwilę


O rozdawajce na dole. A teraz słów kilka o książce, która była jedną z rzeczy do zdobycia.
Wiecie co, stwierdzam że trudno mi krytykować debiutanta i traktować go tak samo jak "profesjonalnych pisarzy". Zwłaszcza, że włożył sporo starań by wydać swoją powieść wybierając mniejsze zyski, ale pojawienie się w rękach czytelników niż czekanie latami na swoją szansę (self-publishing w naszym kraju rozwija się coraz bardziej). Niby podobał mi się pomysł autora by nagradzać zakup e-booka wersją papierową swojej książką z odręcznie napisaną kartką, no ale co mam zrobić, że nie mogę się tą pozycją zachwycić i jej pochwalić. Polecić ją można co najwyżej jako lekturę dla bardzo mało wymagającego czytelnika, który zwraca uwagę jedynie na to żeby coś w książce się działo (to co coś jak filmy sensacyjne albo Sci-Fi klasy B, gdzie fabuła czasem aż woła o pomstę do nieba).  Akcji znajdziecie tu sporo, o tym jednak za chwilę.


Zacznijmy od tego, że to Sci-Fi umieszczone w nieodległej przyszłości, choć znacznie różniącej się od świata jaki znamy. Światem rządzą korporacje, które podzieliły się strefami wpływu, ale tylko czekają na chwilę by zmierzyć się ze sobą i zwiększyć swoją władzę. O życiu zwykłych ludzi w tym świecie dowiemy się niewiele, autor jedynie gdzieś między wierszami wrzuca nam sugestie, że jest raczej biednie, że panuje strach, wszechobecna jest policja, która niespecjalnie się przejmuje prawami człowieka, a inwigilacja jest dzięki różnym technologiom czymś przed czym trudno się schronić. Jak się można jednak domyśleć i w takim świecie istnieje jakieś podziemie - wewnętrzne siły, które kombinują jak tu przejąć stołek swego szefa i władzę, albo też grupy z półświatka, których głównym celem jest przeżycie ale koniecznie na poziomie wyższym niż standard. Idealiści i partyzanci? No niby też są, ale jakoś wydają mi się przekonywujący w swych działaniach.
Na tym tle Ireneusz Kołodziejczyk kreśli swoją akcję. Walki, podchody, zdrady, strzelaniny, zamachy i tak strona za stroną. Akcja! To jest dla autora chyba najciekawsze i uznał, że tym przykuje uwagę czytelnika. Może ja po prostu wyrosłem z takich książek, ale mimo wszystkich fundowanych mi tu fajerwerków, choćby nie wiem jak się autor wysilał - ja tego nie kupuję. Akcja musi wciągać, a tu wszystko w pewnym momencie staje się tak powtarzalne że aż nudne. Grupy (korporacja, Szczury, Bractwo itd.) i ich przywódcy (tylko imiona) są tak powierzchownie opisane, że jest nam wszystko jedno kto tam do kogo strzela, bo ich intencje, plany, zamierzenia to jakiś jeden wielki bełkot. Nie ma w tej chwili przed sobą tekstu bo te kwiatki by warto było zacytować, ale to coś w stylu: Wziął do ręki szklankę whisky i powiedział: wyjdźcie, bo muszę pomyśleć. Albo: Teraz zacznie się rock'n'roll babe! zawołał i nacisnął cyngiel wyrzutni. I całe zdania kiepskich dialogów i opisów powtarzające się w tekście co jakiś czas jakby autorowi zabrakło słów do oddania ogromu emocji. Chyba ze dwie troszkę lepiej poprowadzone postacie pojawiają się by pociągnąć akcję, po czym znów znikają bez sensu jakby koncept się skończył i do końca warto było już ciągnąć tylko rozpierduchę w stylu: jak mam jakąś broń to przejmę władzę nad światem.         

Pomysł może i niezły, ale wykonanie...
Generalnie uwaga - zanim się coś wydrukuje daj to do czytania najpierw setce osób, które czytają dużo by oceniły do czego się to nadaje. Potem zbierając ich uwagi przemyśl jeszcze raz całość, dopiero potem staraj się do dobrą redakcję, korektę. Zdecydowanie ludzie za bardzo się spieszą z wydawaniem uważając swoje wypociny za genialne. A one niestety takie nie są.
Dialogi na poziomie mentalności gimnazjalisty, opisy akcji też jakoś mało urozmaicone i średnio wciągają, a niby futurystyczne technologie są słabo przemyślane. A propos tych ostatnich w Sowniku (pisownia oryginalna) autor np. tłumaczy, że super tajny kostium polega na tym, że jest to super nowoczesna technologia. I tyle. To samo o jakiejś broni. To już nie chciało się pomyśleć nad czymś bardziej oryginalnym? Sorry. Samo uruchamianie trybu ducha, wysuwanie pazurów albo broni z kostiumu, rzęsek z kolan i łokci do wspinaczki po murze (wyobrażacie sobie?), trochę wybuchów i parę robocików nie tworzą powieści. I nazywanie tego cyberpunkiem jest obrazą dla inteligencji. Może powiedzmy tak: Autor czytał coś cyberpunkowego i uznał, że klejąc różne wątki, które gdzieś mu się spodobały stworzy coś podobnego. Zabrakło nie tylko klimatu, tła, głębi, ale i niestety trochę i umiejętności językowych. Jest jakoś tak zupełnie bez jaj, bez życia, mimo że autor wciąż o tych jajach pisze i napina się by na każdej stronie coś się działo. Poszedł. Strzelił. Upadł. Wstał. Strzelił. Urwało mu nogę. Włączył guzik. Odrosła. Strzelił. Zabił. Zaśmiał się. Dostał. Umarł. Ironizuję, wybaczcie ale mimo, że w powieści zdania są bardziej rozbudowane sens mniej więcej ten sam. 
Autor reklamuje to m.in.: Tak, w wielkim uproszczeniu, przedstawia się świat Warszawy 2048, w której minimalistyczne opisy ustępują miejsca niczym nieskrępowanej akcji, pędzącej z prędkością pocisku.
Taaaak. To się czuje. Opisy autor w swoich lekturach pomijał i dlatego nie nauczył się ich pisać.  


W rozdawajce miałem dla Was dwie książki do wyboru - obie to debiuty wydawane trochę poza rynkiem dużych wydawnictw. Coraz częściej autorzy zdeterminowani energią, która ich rozpiera i chęcią podzielenia się swoją twórczości sami zaczynają walczyć o zainteresowanie.
O Asymetrii pisałem już w notce jakiś czas temu, o książce Ireneusza Kołodziejczyka "Warszawa 2045" napiszę parę zdań tutaj lada dzień.
Generalnie pewną słabością obu pozycji jest brak profesjonalnej redakcji, szkoda bo gdyby dać szansę i czas na doszlifowanie tych tekstów być może zainteresowałyby większy krąg odbiorców. Widać pomysł i pracę, ale pośpiech lub brak profesjonalizmu sprawił, że produkt może być odbierany jako towar gorszej klasy. Ale może mimo wszystko warto dawać szansę temu "drugiemu obiegowi" literatury?
Zgłoszeń było niewiele, więc kotka nie miała specjalnie wielkiego wyboru. Asymetria powędruje do Kasi Sawickiej, a Warszawa 2045 do Slavkoyamy (a ponieważ mam też e-booka, więc zwycięzca ma wybór w jakiej wersji otrzyma nagrodę). Zwycięzców proszę o kontakt i przesłanie mi adresów do korespondencji (przynadziei@wp.pl). A wszystkim przypominam, że trwa jeszcze dwa dni rozdawajka z Akuninem. Zapraszam! 
Plany Notatnika na najbliższe dni: Poradnik pozytywnego myślenia, Operacja Argo, czyli uzupełniamy notki o tegorocznych nominacjach do Oscara, Vargas Llosa, Masłowska i może coś jeszcze z notek filmowych, których uzbierało się w szkicach co niemiara.

3 komentarze:

  1. Popatrz, przegapiłam to! Serio? Do mnie? :D juupi :D chociaż po wpisie Andrew strach czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dopiero wczoraj wrzuciłem :) gratulacje i czekam na kontakt!

      Usuń
    2. Fakt, miałam zakręcony tydzień i dopiero dziś nadrabiam zaległości blogowe :)
      Dziękuję :) mail już poszedł :)

      Usuń