Lektura Radziwinowicza zakończona, dzieci nie szaleją, więc można spokojnie zasiąść do pisania kolejnej notki. W tle piękne dźwięki z nowej płyty Nicka Cave'a&The Bad Seeds (po raz kolejny sprawdza się legalny deezer.com, który udostępnia nowości, nawet reklamy im daruję), a ja próbuję dojść do tego co w jakiej kolejności mam kończyć pisać i udostępniać. Na dziś niech będzie jeden z zaległych filmików, a do końca lutego jeszcze dwie notki książkowe i jedna muzyczna. Kolejny miesiąc będzie domknięty zgodnie z planem - jedna notka dziennie i okazuje się, że niedługo będzie ich już 800.
Francuzi mają dobrą rękę do komedii - bez przekraczania dobrego smaku potrafią stworzyć rzeczy zarazem lekkie, jak i opowiadające o czymś (och żeby tak u nas!). Kobiety z 6 piętra to jeden z przykładów - choć spodoba się pewnie bardziej starszym widzom.
Ta historia ma trochę klimat opowieści sprzed lat kilkudziesięciu (nie tylko dlatego, że akcja dzieje się w latach 60-tych), jest odrobinę naiwna, ale też naprawdę urokliwa. Zderzenie różnych kultur i podejścia do życia będzie tu nie tyle okazją do jakichś oskarżeń czy analiz społecznych, a jedynie punktem wyjścia do wewnętrznej przemiany, odkrywania w swoim życiu radości.
Główny bohater Jean-Louis Joubert jest trochę sztywnym starszym panem i nudziarzem - makler i spec od inwestycji jest świetny w pracy, ale w domu ma niewiele radości, wszedł raczej w pewien schemat przyzwyczajeń i konwencjonalnych przyjemności kojarzonych z jego klasą społeczną. Jego żona, może przez to że pochodzi ze wsi, teraz bardzo zapatrzona w inne bogate kobiety spędza całe dnie na zakupach, u fryzjerów i "pokazywaniu się" w miejscach gdzie wypada to robić. Dodajmy do tego jeszcze synów wysłanych do szkoły z internatem i mamy obraz życia Paryżan, którzy choć mają wszystko, nawet specjalnie tego nie doceniają. Ich życie jednak zupełnie się zmieni gdy zatrudnią w swoim mieszkaniu młodziutką i ładną hiszpańską pokojówkę Marię. Ta dziewczyna, podobnie jak wiele jej podobnych kobiet, które opuściło swój kraj i rodziny, zmuszone do ciężkiej pracy służących u bogatych francuzów i żyjąc w niezbyt godnych warunkach i tak mają w sobie więcej radości życia niż wielu z ich chlebodawców.
I oprócz historii miłosnej fascynacji to właśnie o tym jest ten film - o wewnętrznej przemianie Jean-Louis Jouberta, który jako właściciel kamienicy gdzie na poddaszu mieszkają kobiety, zacznie coraz częściej im pomagać i spędzać z nimi coraz więcej czasu. Zaczyna dostrzegać kołnierz hipokryzji wokół siebie. A w efekcie... No cóż, powiedzmy na początek, że będzie budził tymi kontaktami duże zdziwienie u przedstawicieli swojej klasy społecznej.
To nie jest komedia, która by powodowała wybuchy spontanicznego śmiechu, ale jest w niej coś takiego, że po seansie wciąż na twarzy błąka nam się gdzieś uśmiech. Nawet dramaty osobiste i rodzinne bohaterów nie powodują tu rozpaczy na długo, a spięcia na linii bardzo wierzące Hiszpanki kontra komunistka są tu zarysowane tak, że budzą naszą sympatię do obu stron.
Lekkie, pogodne, dobrze zagrane, z fajną muzyką, może i upraszczające, ale i tak się podoba. No właśnie: więcej mieć nie zawsze oznacza bardziej być.
Masz rację, po dywanie się nie tarzałam, ale jeszcze z godzinę po chodziłam z nienaturalnie rozwalonym na mojej twarzy szerokim uśmiechem. Nienaturalnie, bo śmiałam się do swoich myśli po filmie, robiąc obiad.
OdpowiedzUsuńAle już na Jeszcze dalej niż północ śmiałam się do rozpuku
a potem jeszcze Nietykalni... naprawdę sporo dobrych filmów z kilku lat
Usuńpatrz, zupełnie zapomniałam, ze to też francuski
UsuńŚwietny film, taki na smuteczki dobry.
OdpowiedzUsuń