czwartek, 28 lutego 2013

Chciwość, czyli jedna wielka fikcja

Miało być o muzyce, ale jednak los padł na notkę filmową - najwięcej ich czeka na dokończenie, a wciąż dochodzą nowe tytuły (dziś byłem na Syberiadzie Polskiej, a wczoraj skończyłem Dziewczynę Hitchcocka). Nie chciałbym aby blog się ograniczał tylko do notek filmowych, ale póki nie powstrzymam swego nałogowego wyszukiwania różnych ciekawych obrazów (niestety przez to jest mniej czasu na czytanie) pewnie będą one nadal w przewadze. Ale jutro kolejna książka - Gogol w czasach googla, potem notka muzyczna i będę starał się te notki filmowe tak przeplatać. Aha - przypominam o konkursie z filmami Cejrowskiego i akcji Podaj dalej książkę (baner z boku). 
Parę razy już pisząc o filmach choćby takich jak Zbyt wielcy by upaść pisałem, że o ile polityka raczej mnie brzydzi, to pieniądze, akcje, rynek raczej mnie nudzą. No fakt, ostatnio trochę się przełamałem po Wyroku Mariusza Zielke, ale tak czy inaczej - uważam, że praca polegająca na śledzeniu cyferek w kompie i podniecaniu się z tego powodu, że się zmieniają jest po prostu cholernie dziwna. Może po prostu nie rozumiem dzisiejszego świata (patrząc na zarobki jakie pojawiają się w filmie o którym dziś to nawet bardziej niż pewne) i wciąż żyję w przekonaniu, że praca powinna polegać na stworzeniu jakiegoś produktu, dobra, lub na wykonaniu konkretnej usługi... Konsulting, doradztwo finansowe, maklerstwo to dla mnie nie praca, tylko o dziwo dozwolona prawem forma oszustwa, naciągania czy lichwy. Ale powiem Wam więcej - mimo, że żyję od dawna z takimi przekonaniami to i tak ten film mną trochę wstrząsnął.


Debiutujący reżyser i scenarzysta J. C. Chandor nie tylko nie wiem jakim cudem ściągnął do swojego filmu świetnych aktorów, ale i stworzył film od początku do końca wbijający w fotel. Mimo, że wszystko dzieje się w trakcie jednego dnia (i nocy), prawie cały czas w jednym budynku, emocji tu jest tyle co w dobrym kinie akcji. Pewnego rodzaju inspiracją do tej historii były autentyczne wydarzenia - upadek firmy Lehman Brothers, który potem pociągnął za sobą kolejne wydarzenia i kryzys, który ogarnął nie tylko Stany Zjednoczone. Na czym polegał myk? W skrócie powiedzmy, że na obracaniu papierami bez żadnej wartości, ale budowaniu na nich wirtualnej wartości swojej firmy co pozwalało na kolejne inwestycje. 
Tu mamy podobną sytuację. Oto duża firma inwestycyjna robi jakieś cięcia, oszczędności i zwalnia część pracowników. Jeden z nich tuż przed odejściem przekazuje jeszcze komuś innemu dane nad którymi pracował, a które go bardzo zaniepokoiły. Młody pracownik postanawia trochę nad tym posiedzieć i gdy dociera do niego pełnia znaczenia tych informacji ściąga w nocy do firmy swojego przełożonego. Ten natychmiast wzywa kolejne osoby, aż zjawia się w budynku sam szef. Każdy szczebel tej drabinki to niewiarygodna wręcz kombinacja umiejętności analitycznych, tupetu i umiejętności rodem z dżungli np. kombinowania by z kłopotów wyjść obronną ręką i zwalić na kogoś innego. Fascynujący jest proces odkrywania znaczenia tych liczb i wykresów, reakcji poszczególnych osób na to, że tym razem zagalopowali się w swych machlojkach za daleko. Tym razem katastrofa finansowa może dotknąć nie tylko firmę, ale jej jej konsekwencje mogą być dużo większe. Myślicie, że to kogoś powstrzyma by nakazać wykonanie decyzji z całą świadomością ich konsekwencji - tu liczy się tylko to by uratować co się da dla siebie, przyczaić się i być może zarobić lada chwila na klęsce innych. Nawet na kryzysie, na analizach jego przyczyn i efektów można wyciągnąć grube miliony choćby za swe opracowania, raporty. 
Jak to zawsze w historii bywa na takim kryzysie cierpią najbardziej ci na samym dole. Ci na górze nie tylko wcześniej świetnie się zabezpieczyli, ale i potem nie dadzą sobie odebrać możliwości wpływania na rynki i wskazywania siebie jako jedynych możliwych zbawców i specjalistów od kryzysu. Kozła ofiarnego można poświecić. Reszta dalej robi swoje i pobiera za to bajońskie kwoty. Cena się nie liczy, ważne są jedynie honoraria.
Oj, jeżeli ktoś jeszcze miał jakieś złudzenia na temat tego co dzieje się z jego pieniędzmi, jak są inwestowane i kto na tym naprawdę korzysta, szybko w trakcie tego filmu je straci. Gdzie w tym wszystkim są jeszcze normalni ludzie? To przecież jedynie jakieś cyferki na ekranie. Liczy się władza a nie moralność.
Rodzą się pytania o to czy taki system na jakim zbudowany jest nasz świat można zmienić... 
Warto? Cholera - to trzeba obejrzeć! Stonowany dramat, a ogląda się niczym najlepszy thriller. Zwłaszcza, że na ekranie m.in. Jeremy Irons, Kevin Spacey, Demi Moore.   

11 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Twoją opinią na temat co uważasz za pracę, a co nie. Tylko, że Ci z drugiej strony mają się lepiej niż Ci co produkują. A co do cyferek też ich nie lubię ani w książkach ani w kinie. A tak w ogóle po co mi słuchać czy czytać o dużych cyfrach używane przeze mnie są minimalne.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano właśnie. I dlatego wciąż pozostaje we mnie wiara, że ludzie nie pójdą zupełnie za takim światem co to proponuje jedynie karty, chipy, papiery i rzeczywistość wirtualną. Na czarną godzinę lepiej zachować ogródek, sprawne ręce i niezbyt wybujałe oczekiwania by nie wpaść w pułapkę kredytową

      Usuń
  2. No właśnie, film który oprócz tego,że jest rewelacyjny, powinien być obowiązkowy dla wszystkich, którzy lubią wiedzieć co w trawie piszczy (chociażby po to żeby nie dać się robić w konia) na Filmwebie osiąga ledwie ocenę 6,8.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety w tej chwili filmweb staje się już coraz mniej miarodajny - przynajmniej jeżeli chodzi o oceny - zbyt wielu młodych tam szaleje którzy obejrzą 10 filmów na krzyż i potem wojują w obronie swoich arcydzieł

      Usuń
    2. Z takich "niedocenionych" mogę jeszcze polecić "Michael Clayton" Tym razem rzecz dotyczy świata korporacji,a Tildę Swinton (obok Clononeya i Wilkinsona) naprawdę warto zobaczyć.

      Usuń
    3. dopiszę do listy do obejrzenia, bo nie kojarzę...

      Usuń
    4. z mojej strony polecam "W firmie" - "The Company Men" naprawdę warto zobaczyć, z dobrymi i trafnymi spostrzeżeniami i dialogami.

      Usuń
    5. dopisuję do listy, dzięki!

      Usuń
  3. Od dłuższego czasu zabieram się do obejrzenia tego filmu, zachęcony przede wszystkim obsadą. Teraz jednak widzę, że nadal warto ale z innego powodu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i obsada dobra i film naprawdę ciekawy, myślę że nie będziesz żałować

      Usuń
  4. Jak dla mnie film roku 2011. Do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć, bo to historia prawdziwa, świetnie napisana, wyreżyserowana, zagrana, nakręcona. O takich dziełach mówię zwykle "film kompletny". Ocena: 10/10

    OdpowiedzUsuń