środa, 18 stycznia 2012

Khaled Hosseini - Tysiąc wspaniałych słońc czyli dyskusje o islamie

Wczorajsze spotkanie klubu dyskusyjnego było chyba jednym z najbardziej ożywionych w ostatnim czasie i to mimo, że kilka osób książki nie przeczytało. A przecież ta lektura wcale nie zapowiadała jakichś gorących dyskusji. Powieść opowiadająca losy dwóch kobiet z Afganistanu, ich niełatwe życie na tle różnych wydarzeń historycznych i tła kulturowego wydawałoby się można zamknąć w kilku słowach - smutna, poruszająca, egzotyczna.
Gdy wspominałem ten tytuł kilka osób stwierdziło, że to literatura kobieca i zastanawiało się czy mi "podejdzie". Od razu odpowiem, że tak - "podeszło", podobało się, choć muszę przyznać, że nie doszukuję się w niej jakiejś wyjątkowej oryginalności, czegoś odkrywczego. Ot po prostu nieźle napisana powieść obyczajowa, bolesna historia, ale to co stanowi o jej inności i sprawia, że czytamy z zaciekawieniem to kraj w jakim umiejscowiona jest akcja.
Bo czyż historii "rodzinnych", pełnych różnych traum, toksycznych związków, przemocy, zranień, cierpienia, smutków, radości, porywów uczuć, zwątpień itd. nie czytaliśmy już wielu? W różnych kulturach, w rożnych krajach mogą pojawiać się podobne zakręty losu - bieda, śmierć kogoś bliskiego, jakaś tragedia czy wreszcie tak jak tutaj przemoc i okrucieństwo. I to był pierwszy punkt zapalny dyskusji - czy sięgając po taką opowieść i pochylając się nad trudną sytuacją bohaterek, nie uruchamia się w nas natychmiast jakieś stereotypowe myślenie na temat sytuacji wszystkich kobiet w tamtej kulturze, w tamtym kraju... Czy nie przenosimy naszego współczucia, braku zgody i zrozumienia na wyrabiany sobie jednocześnie obraz i przekonanie jak tam jest? 
Trudna historia tego kraju (choćby przez ostatnie 25 lat opisywane w tej książce) na pewno miała wpływ na wiele rodzin tam żyjących, ale czy kraj będący w stanie permanentnych działań wojennych może stanowić dla nas porównanie z warunkami jakie znamy co do sposoby życia, zakresu swobód czy praw? Bo też temat praw kobiet oczywiście w dyskusji też się pojawił i jakiekolwiek argumenty i próby wyjaśniania np. iż różne zwyczaje z państw islamskich (chocby noszenie burki) nie muszą oznaczać zniewalania kobiet był pewnie odbierane jako typowy męski szowinizm. A ja po prostę wolę zawahać się przed wydaniem jakiegoś pochopnego sądu i oceny, na podstawie relacji i opinii najczęściej pisanych z "zachodniego" punktu widzenia (autor też mieszka w Stanach od wielu lat) - to co nam się wydaje dziwne i oburzające wcale nie musi takie dla nich być (dla kobiet również). Równie dobrze można wskazać wiele rzeczy, które u nas są dla nich godne oburzenia i stanowią dowód na poniżanie godności kobiet w naszej cywilizacji. Nawet jeżeli takich historii o krajach islamskich potępiających ograniczanie praw kobiet i zmuszanie ich do rzeczy, których sobie nie życzą jest sporo to i tak pewnienie nie dają one pełnego obrazu sytuacji i psychiki wszystkich kobiet w tamtej kulturze. To tak jakby o tym jak wygląda dojrzałość duchowa i psychiczna kapłanów mielibyśmy ferować sądy jedynie na podstawie wyznań tych, którzy mając jakiś kryzys wartości i wiary stan duchowny odrzucili.... 
Ale chyba odbiegłem za bardzo od tematu - nakręcam sie podobnie jak w trakcie spotkania. Ale co ja na to poradzę - takie refleksje mi się nasuwają gdy słyszę lub widzę ton w jakim tworzone są opinie o tej książce: sprzedana jako dziecko staremu facetowi, zmuszona do małżeństwa, biedna, nieszczęśliwa, wykorzystywana, bita, obdzierana z godności, żadnych praw, jak strasznie mają te kobiety w Islamie, Bogu dzięki, że my się urodziłyśmy w tak odmiennej kulturze gdzie takie rzeczy nie mają miejsca. Na szczęście autor zadbał o to by, oprócz negatywnych przykładów więzi rodzinnych czy małżeńskich zawrzeć też w książce te pozytywne, nie są one jednak tak często zauważane.
Niestety u nas też negatywne rzeczy mają miejsce. I Islam niewiele ma tu do rzeczy. 
Podsumowując - treści i wątków tu dużo, dla mnie to przede wszystkim ciekawa opowieść o przyjaźni dwóch kobiet - Mariam i Lajli. Ich relacja jest tu centrum, wokół którego skupiała się moja uwaga. Obie mimo różnicy wieku przeszły już w swoim życiu jakąś tragedię. Los sprawił, że będą musiały być żonami jednego mężczyzny. Każda będzie musiała nie tylko uporać się ze swoimi ranami z przeszłości, ale też dzień w dzień znosić coraz gorsze okrucieństwa ze strony męża. Ból, cierpienie, współczucie pomoże im otworzyć się na siebie wzajemnie i sprawią, że ich przyjaźń pozwoli przetrwać to co wydawało by się jest nie do zniesienia. A w tle to wszystko co dotknęło ten kraj przez ostatnie ćwierć wieku...
Powieść napisana barwnym, żywym językiem. Czyta się świetnie i mocno angażuje emocje. Jeżeli tak miałyby wyglądać "powieści kobiece" ja to kupuję :) Na pewno dobrze oddane nie tylko losy tych dwóch kobiet i ich doświadczenia, ale również ich emocje, tęsknoty, pragnienia, smutki, rozpacz i nadzieja. Aż dziwne, że wyszło to spod pióra mężczyzny.   

6 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałam i jakoś specjalnie mnie nie zainteresowała. Nie do końca więc potrafię zrozumieć zachwyty nad tą książką, ale... o gustach się nie dyskutuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz prawo mieć własne zdanie do opinii, i wcale nie uważam, ze jest ono błędne.

    Ja uważam, że książka jest dobra, emocjonująca. Ale to oczywiście kwestia gustu. Nie każdy płacze nad losem bohaterów książek, albo nie zawsze cieszy się z ich sukcesów:)

    Dobra recenzja, niepotrzebnie napisałeś :z pewną nieśmiałością :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjemnie się czyta Twoje recenzje, nie są takie banalne jak moje :)

    Tej książki nie czytałam, choć od dawna jestem jej ciekawa. Niestety bardzo powoli czytam i mam dłuuuugą listę pozycji w kolejce.

    Strasznie bym chciała wiedzieć jaka jest Twoja opinia o książce "Ulica Rajskich Dziewic", więc gdybyś tak miał okazję to może podejmiesz wyzwanie? Jestem ciekawa czy uznasz, że to babska książka, jak i ogólnych wrażeń po przeczytaniu treści :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ważne żeby notki były szczere ;) zdaniem niektórych to moje są banalne. A książkę w takim razie dopisuje do mojej dłuuuugiej listy - lubię eksperymentować, próbować róznych rzeczy, a nie tylko organiczać się do tego co podobało mi się do tej pory. Notatki pozwalają porządkować wrażenia i mobilizują do wyzwań...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja zauważyłam, że to jaki jest mój odbiór danej książki jest bardzo zależny od mojego nastroju, a więc i wystawiane przeze mnie opinie mogę się zmieniać. Chociażby taka sytuacja gdy czytam thriller z wątkiem romansowym - czasem nie zwracam na niego specjalnej uwagi, czasem mnie "porywa", innym razem śmieszy (bo jak inaczej reagować na gorące pocałunki po kilku godzinach znajomości gdy nad głowami świszczą kule?), a czasem mnie wręcz denerwują!
    Inaczej jest gdy czytam typowe romanse, gdy robię to z odpowiednim nastawieniem na "miłość od pierwszego wejrzenia" - wtedy potrafię czerpać z nich prawdziwą radość :)

    Takich przykładów jest mnóstwo i to nie tylko sytuacyjnych, ale też postaci. Czasem staję murem za bohaterem książki, a gdy wspominam ją pół roku później mam zupełnie inne odczucia....

    ...ale przecież nie o tym miałam pisać...
    Nie wiem jak ktoś mógłby powiedzieć, że piszesz banalnie? Przecież Twoje recenzje są bardzo szczegółowe, raczej nie piszesz ogólnikowo, by "odhaczyć" recenzję tylko zwracasz uwagę na to co Cię najbardziej w książce poruszyło czy zirytowało.

    OdpowiedzUsuń
  6. hmmm może właśnie dlatego, że piszę o odczuciach i wrażeniach i nie aspiruję do tego by szczegółowo coś analizować, oceniać, rozbierać na czynniki pierwsze (z przyjemnością czytam tych co tak potrafią)? To raczej nie recenzje, a po prostu luźne notatki - celnie zauważyłaś często tworzone na gorąco i zależne od nastroju... Zamiast dopracować coś zanim wrzucę często klikam bo wydaje mi się, że już jest ok, a potem świecę oczami choćby za literówki :)
    Dzieki za Twój komentarz. Masz rację z tą ulotnością, czasem zmiennością naszych wrażeń i odczuć - czasem wpływ na to jak coś odbierzemy ma np. fakt z kim coś oglądamy, albo z jakimi sytuacjami kojarzy nam się czytanie jakiejś książki... To był jeden z powodów dlaczego stworzyłem tego bloga, albo czemu chodze na kluby dyskusyjne - by łapać te wrażenia, porzadkować je, przyglądać sie im, porównywacz innymi, uczyć się wyrażania własnych opinii

    Tym razem mocno mnie poruszyły liczne sugestie, że skoro mam jakieś uwagi do tej ksiązki i rozpatrywania jej z punktu widzenia sytuacji kobiet w Islamie to znaczy, że nie współczuję bohaterkom, nie porusza mnie ich los. Nic bardziej błędnego - porusza, ale też nie chcę tego uogólniać - stąd zamiast o książce ta moja notatka o "Tysiącu..." wyszła bardziej jako notka o moich emocjach czy wątpliwościach.

    OdpowiedzUsuń